Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)

sierpień 25th, 2009 5 komentarzy

Pierwszy dzień
W poniedziałek 17 sierpnia rano jedziemy busem do granicy chilijsko-boliwijskiej. Jest nas 18 osób, wszyscy w mniej więcej podobnym wieku. Tam, po dokonaniu formalności granicznych Boliwii (chilijska kontrola graniczna znajduje się w San Pedro) i śniadaniu, przesiadamy się w 3 boliwijskie jeepy. Jest zimno, wieje wiatr, jesteśmy na ok 4300 mnpm. W naszym jeepie oprócz nas są trzej francuzi Laure, Blanche i Vincent, angielka Abby, kierowca Alejandro oraz kucharka Nati. Tworzymy zgraną ekipę. Słońce mocno świeci, widoki zapierają dech. Przejeżdżamy obok Lagunas Blanca (biała), Verde (zielona) i Chalviry. Przy tej ostatniej znajdują się gorące źródła i zewnętrzne termy (Polques), w których się pluskamy. Fantastyczne! Woda ma ok 35°C, powietrze 5°C. Momentami wydaje się za ciepła.
Następnie jedziemy zobaczyć pustynię Salvador Dali (nazwaną tak od jego obrazu, on jednak nigdy tu nie był) i gejzery Sol de Manana (4900 mnpm). Alejandro mówi, że ta błotnisto-gliniana, bulgocząca maź to lawa. Śmierdzi siarką, a tabliczki ostrzegają : ryzyko śmierci, wysoka temperatura. Po tych wszystkich atrakcjach docieramy do pierwszego schroniska nad Laguną Colorada. Liche okna, dach z falistej blachy, brak ogrzewania. Na szczęście toalety są czyste (oczywiście bez prysznicy). Prąd jest do godziny 22. Kładziemy się więc wcześnie spać, ubrani we wszystko co mamy, pod 6 kocami i z 3 butelkami z gorącą wodą, które podrzucił nam Alejandro (podobno bywa, że temperatura w pomieszczeniu spada do -20°C w nocy!). W efekcie jest nam za gorąco i w ciemnościach po kolei zrzucamy z siebie warstwy odzieży. Straszna noc. Nie możemy spać ze względu na wysokość (4200 mnpm). Drzemiemy trochę nad ranem, ale gdy dzwoni budzik wszyscy z ochotą wyskakują z łóżek.

Drugi dzień.
Zaczynamy od Laguny Colorada (kolorowa, ale głównie różowo-czerwona) ze śpiącymi jeszcze różowymi flamingami. Niesamowite kolory! Aż trudno uwierzyć, że naturalne! Następnie w programie Arbol de Piedra (skała w formie drzewa powstała w skutek erozji piasku i wiatru) oraz 4 wysokogórskie jeziora : Lagunas Honda, Chearcota, Hedionda, Canapa. Wszystkie piękne, różne, w większości z różowymi flamingami. Wieczorem przyjeżdżamy do kolejnego schroniska (Hotel del Sal) położonego na obrzeżach solniska Uyuni. Zbudowane jest w całości z soli! Jedynie obszerny dach jest z falistego plastiku – chroni budynek przed roztopieniem się podczas deszczu. Meble to też solne bloki, a podłoga solny żwir. Jest przytulnie. Nadal brak ogrzewania, lecz tym razem ciepły prysznic (do 21h30)! Nareszcie dobrze śpimy.

Trzeci dzień
Solnisko Uyuni (3600 mnpm). Jest ogromne! To największa pustynia soli na świecie. Rozciąga się na obszarze ok 12000 km², grubość warstwy soli wedlug Alejandro waha się od 20cm do 3 m (według innych źródeł do 20, a nawet do 300 m…). Nareszcie gładka powierzchnia – nie trzęsie podczas jazdy! Zatrzymujemy się obok solnych cegieł. W tej części solniska zakazane jest wycinanie bloków soli, jesteśmy jednak w Boliwii, każdy robi, co chce, nikt nikogo nie kontroluje. Przemysł solny możliwy jest z drugiej strony, przy miasteczku Colchani, jedynie za pomocą metod tradycyjnych (ręcznie, nie maszyną!).
Następnie kierujemy się w stronę wyspy Inca Huasi porośniętej wielkimi kaktusami. Najwyższy z nich Cactu Milenario (niestety umarł w 2007 roku) ma 12 m, ze średnią wzrostu 3cm na rok! Po około 30 latach od śmierci kaktusa, jego wnętrze przekształca się w drewno (z którego zrobione są ławki i kosze na śmieci na wyspie!).
Docieramy w końcu na obrzeża Colchani, gdzie ludzie legalnie pracują przy wydobyciu soli. Tuż obok znajdują się „oczy solniska”, miejsce, w którym woda mieszcząca się pod solnskiem wydobywa się na powierzchnię. Stamtąd kierujemy się do miasta Uyuni, gdzie dla większości grupy podróż sie konczy. My wracamy do San Pedro po samochód! Najpierw jednak zbaczamy z drogi na cmentarz pociągów – zbiorowisko starych, zardzewialych lokomotyw parowych.

Uyuni – małe, szare i biedne miasteczko z typową ludnoscią. Czujemy się dziwnie, jesteśmy inni. Wieczorem wyruszamy z innym kierowca w podróż powrotna. Ok 22 docieramy do ostatniego schroniska (podobnego do pierwszego), szybka kolacja i do łózka ponieważ o 4h30 jedziemy dalej. Jest zimno. O 9 rano dnia następnego jesteśmy znów na granicy, gdzie czeka na nas bus do San Pedro.

W ciągu tych 3 dni widzieliśmy wiele wigoń – zwierzę z rodziny lamowatych, kilka lisów i całe mnóstwo ptaków, przejechaliśmy ok 1000 km.

Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)

Pustynia Atacama

sierpień 25th, 2009 2 komentarze

Kontynuujemy naszą podróż na północ zatrzymując się najpierw w Antofagascie, drugim co do wielkości mieście Chile (ok 300.000 mieszkańców). Noc spędzamy przy pobliskim Monumento Natural de la Portada, gdzie turystów przyciąga naturalny, rzeźbiony przez wiatr i ocean, wulkaniczny luk. Julien znów lata 🙂

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama

Następnego dnia kierujemy się w stronę Calamy, przekraczamy równoleżnik koziorożca. Po drodze mijamy kilkadziesiąt opuszczonych miasteczek górniczych. Jesteśmy w środku pustyni, słońce piecze. Zwiedzamy jedno z nich, najlepiej zachowane, Oficina Chacabuco.
Oficina oznacza miasto górnicze. Przez wiele lat w większości niemieckie zakłady wydobycia azotanu sodu (saletra chilijska) stworzyły tu prawdziwe komuny. Dla personelu opuszczenie miasta było bardzo problematyczne, po pierwsze ze względu na pustynną lokalizację, po drugie ponieważ płacono w „fichas”, czyli bonach mających wartość jedynie w sklepach danego miasteczka i zarządzanych przez właściciela kopalni. Produkty codziennego użytku były bardzo drogie, w ten sposób właściciel mógł maksymalnie wykorzystać personel w celu największego wydobycia. Taki system trwał do 1924 roku, kiedy to rząd zakazał „fichas” i zobowiązał zakłady górnicze do opłacania personelu w obowiązujacej walucie.
175 miasteczek, wszystkie odizolowane od normalnych miast, otoczone były wysokimi murami z jedną bramą wjazdową. Kontroli tranzytu dokonywała często brutalna milicja zakładowa, która tak na prawdę tu rządziła.
Dyktatura Pinocheta wykorzystała to odizolowanie by przekształcic kilka z tych miast w więzienia polityczne. Na przykład część Chacabuco stała się tego typu więzieniem po zamachu stanu pomiędzy wrześniem 1973 a grudniem 1974. Nadal otoczona jest polem minowym. Podczas II Wojny Swiatowej część instalacji została zdemontowana w celu odzysku żelaza na potrzeby wojska.

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia Atacama

Calama (130 000 mieszkancow, 2750 mnpm), miasto znajduje sie w centrum pustyni. W 1951 koryto rzeki Salado zostało zmienione na potrzeby kopalni dzięki czemu ziemie Calamy sa żyzne, a miasto zielone.
Przyjeżdżamy tu w środę 12 sierpnia po południu i zapisujemy się na zwiedzanie pobliskiej kopalni rudy miedzi dnia następnego. Noc spędzamy obok geoglifow Chug Chug po części rozdeptanych, ponieważ każdy może wejść na wzgórza, na których się znajdują…

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama

Kopalnia Chuquicamata (3800 mnpm) – największa kopalnia rudy miedzi pod gołym niebem na świecie należąca do Codelco (cooperative del cobre). Imponujących rozmiarów dziura (5km długości, 3km szerokości i 1km głębokości) ze stosami ziemi wokół, tak dużymi, że zaczęły zasypywać miasteczko Chuquicamata. Mieszkańcy zostali przelokowani do niżej położonej Calamy. By kopalnia mogła funkcjonować, na wybrzeżu w oddalonej o 140 km Tocopilla zainstalowano centralę energetyczną. Kilka linii wysokiego napięcia przecina pustynię, by dostarczyć kopalni prąd. W wydobywanej ziemi znajduje się wyjątkowo wysokie stężenie (do 1%) miedzi. Wizyta trwa około godziny, odbywa się w autobusie zakładu komentowana po angielsku i hiszpańsku, wychodzimy jedynie by zobaczyć największą dziurę.
Kopalnie Chuquicamata możemy zobaczyć w filmie „Dzienniki motocyklowe” opowiadającym historię Che Guevara!

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia Atacama

Po południu jedziemy do San Pedro de Atacama (2410 mnpm), małego, lecz niestety bardzo turystycznego miasteczka o wąskich, niebrukowanych uliczkach. Przejeżdżamy przez Vale de la Luna (księżycowa dolina), gdzie zatrzymujemy się na noc. Następnego dnia rano zwiedzamy raz jeszcze Vale de la Luna i docieramy w końcu do San Pedro de Atacama. Nie zostajemy tu długo, dowiadujemy się w licznych agencjach turystycznych co i gdzie mozna robić. Późnym popołudniem jedziemy zobaczyć Salar de Atacama (nie jest biały, lecz brązowy, gdyż wiatr nanosi ziemie, o nierównej powierzchni – wytyczone są drogi i ścieżki, inaczej nie można by się po nim poruszać) i Lagunę Chaxa z różowymi flamingami (w środku solniska). Tutaj spędzamy następną noc.

W sobotę próbujemy wjechać samochodem na 4300 mnpm zobaczyć Lagunas Altiplanicas. Niestety na 4070 mnpm nasz kamper zatrzymuje się i nie chce dalej ruszyć. Brakuje tlenu w powietrzu. Zostawiamy więc samochód i kontynuujemy pieszo, a potem złapanym na stopa jeepem. Krzyżuje nam to jednak plany, ponieważ wiele miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć znajduje się powyżej 4000 m, jak np gejzery Tatio, z których narazie rezygnujemy. Decydujemy się za to na zorganizowaną, 4-dniową wycieczkę do Boliwii.

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama

Panamericana

sierpień 11th, 2009 3 komentarze

Z Santiago do Valparaiso (przez Maitencillo)
Wyjeżdżamy z Santiago z 1-dniowym opóźnieniem, ponieważ pompa od kampera oddaje tym razem duszę… Na szczęście znaleźliśmy nową, co prawda silniejszą i zewnętrzną (taka jaką mieliśmy jest tu nie do dostania) i droższą… Tym sposobem zostajemy na jeszcze jedną noc w Santiago i na otarcie łez idziemy na pyszną kolację z Iriną do „kultowej” restauracji „La Liguria”.

We wtorek pojechaliśmy w końcu do Maitencillo, a raczej do Puchuncavi, do Fefi i Arturo, pary paralotniarzy ze szkoły parapente-aventure.cl, z którymi spędzamy następny dzien. Arturo oprowadza nas po swojej posiadłości – kupił wzgórze, które zagospodarował na startowisko do latania na paralotni, Julien ma okazję je wypróbować. Niestety wiatr jest zbyt silny by latać na plaży. Po raz pierwszy jesteśmy nad Pacyfikiem!

PanamericanaPanamericanaPanamericana

W czwartek jedziemy autobusem do Valparaiso, miasta wpisanego do rejestru zabytków UNESCO. Autobusem, ponieważ po pierwsze nie ma problemu z zaparkowaniem (w Valparaiso jest podobno niebezpiecznie), a po drugie taniej i szybciej (jeżdżą jak szaleni, częściej używając klaksonu niz kierunkowskazu). Niewielkie, położone na wzgórzach nad oceanem. Centrum komercyjne znajduje się na dole, dzielnice historyczno-turystyczne – na wzgórzach. Żeby się tam dostać trzeba wspiąć się na własnych nogach, albo podjechać „windą” (kolejką szynową). Zdziwiło nas, że tak turystyczne miasto może być tak biedne. Większość budynków jest z blachy, połatanych i posklejanych jak się da, na szczęście pomalowanych na wiele żywych kolorow, co daje bardzo uroczy efekt. Wracamy na noc do Maintencillo, parkujemy na plaży, do snu kołysze nas nieustający szum fal.

PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericana

Następnego dnia przed południem Julien lata, a ja robię pranie 🙂 Po południu jedziemy dalej na północ autostradą Panamericana. Noc spędzamy na stacji benzynowej (z wifi) w La Serena.

PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
Panamericana

Droga z Maitencillo do Antofagasta

Jedziemy dalej, na północ Chile, nadal wzdłuż wybrzeży Pacyfiku drogą nr 5, czyli słynną Panamericaną, która podobno łączy Alaskę z Ziemią Ognistą. (Tak na prawdę przerwana jest pomiędzy Kolumbią a Panamą, trzeba przepłynąć statkiem.)
Opuszczamy region IV, by wjechać w region III (Chile podzielone jest na 12 regionów z północy na południe). Na chwilę przed miastem Vallenar, przejeżdżamy przez suchy górski masyw, który wyraźnie zaznacza przejście z pustynnego północnego Chile do zielonego południowego. Jest tu tak ładnie, że decydujemy się na małą wycieczkę ukończoną lotem (dla Juliena, ja schodzę pieszo).

Chwilę później wybieramy ziemistą drogę wzdłuż wybrzeża, około 200 km, podczas których mijamy bardzo niewiele samochodów. Lepiej nie zjeżdżać z ubitej drogi w piaszczyste zbocza, by nie zakopać się jak para chilijczykow, którym pomogliśmy się wydostać! Jesteśmy w parku Llanos de Challe, gdzie mieliśmy nadzieję zobaczyć kwitnącą pustynię, niestety w tym roku jeszcze za wcześnie na kwiaty…

PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana

Następnego dnia znów zjeżdżamy z Panamericany by udać się do parku Pan de Azucar. W programie białe plaże i góry na wybrzeżu. Noc spędzamy w rybackiej wiosce o tej samej nazwie (Pan de Azucar), gdzie uczestniczymy (jako widzowie) w patroszeniu przez rybaków ryb z połowu otoczonych przez chmarę „wygłodniałych” pelikanów. Wieczorem próbujemy pysznej lokalnej ryby, jemy na zewnątrz, na plaży, o którą rozbijają się wielkie fale. Noc jest ciepła, a niebo usłane tysiącem gwiazd!

PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericana

Nazajutrz zwiedzamy park (pieszo, samochodem i paralotnią w przypadku Juliena), z jednej strony ocean, z drugiej góry mieniące sie w wielu kolorach, z trzeciej – pustynne połacie ze sterczącymi kaktusami. Meczącą, pofalowaną piaszczystą drogą docieramy nad skarpę Las Lomitas, u naszych stóp – morze chmur! Magiczna chwila – słyszymy rozbijające sie o skały fale oceanu, lecz nie widzimy ich!

PanamericanaPanamericanaPanamericanaPanamericana
PanamericanaPanamericanaPanamericana

Santiago de Chile

sierpień 3rd, 2009 4 komentarze

Santiago de Chile – 7 milionów mieszkańców (17 w całym Chile).
W Santiago mieszkają nasi znajomi – Denis i Irina, pojechaliśmy więc ich odwiedzić. Nie tak łatwo odnaleźć się w Santiago – półtorej godziny zabrało nam znalezienie ich mieszkania. Wiele ulic jest jendokierunkowych (jak w Buenos Aires), niektóre, w zależności od pory dnia zmieniają kierunek (np avanida Salvador: rano w 1 stronę – do centrum, po południu 2-kierunkowa, a wieczorem w drugą stronę : z centrum na zewnątrz… Podobno, żeby ułatwić płynność ruchu drogowego.) Dotarliśmy wyczerpani. W sobotę wyruszamy na wycieczkę w góry (dla nas to pierwsze kroki w Andach!) na Alto del Naranjo niedaleko Santiago.
Piękna pogoda, ciepło, ale od ok 1200 m wzwyż – śnieg. Podziwialiśmy widoki, z jednej strony Andy, a z drugiej Santiago z wiszącą nad nim szaro-burą chmurą spalin… Julien i Denis dźwigali paralotnie, żeby zlecieć ze szczytu. I udało się, wiatr byl idealny, polecieli, a ja z Alexis (ich chilijskim kolegą, który nas tu przywiózł) zeszliśmy pieszo.
W niedzielę pojechaliśmy do Colina (miasteczko pod Santiago), gdzie spotykają się paralotniarze stolicy Chile. Denis pożyczył nam swój nowy tandem (odebrał go tego samego dnia rano) i dzięki niemu ja też poleciałam z Julienem!

Od poniedziałku zaczynamy zwiedzać miasto. Dobrze się tu czujemy. Jest dużo zieleni, szerokie ulice, piesze bulwary, samochód nie jest wszechobecny. Centrum jest malutkie – tak na prawdę kilka ulic i plac Plaza de Armas po środku oraz wzgórze Cerro Santa Lucia, z którego roztacza się piękny widok na Santiago i Andy. Poruszamy się rowerami, ścieżek jest niewiele, ale można jechać wzdłuż rzeki parko – bulwarem. Wjechaliśmy też rowerami na wzgórze Cerro San Cristobal, które dominuje nad miastem. Na szczycie spróbowaliśmy chilijskiego „napoju energetyzującego” Mote con huesillos” czyli lodowatego, bardzo słodkiego kompotu z suszonych brzoskwin z ziarnami żyta! Pyszne!

Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile
Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile
Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile
Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile
Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile

Z praktycznych rzeczy – znaleźliśmy wreszcie zakład, w którym zamówiliśmy kraty. Produkcja i montaż zajęły 3 dni, musieliśmy jeździć 2 razy dziennie do przymiarki… W końcu zamontowali (robiąc o 2 dziury za dużo w samochodzie) i w ten sposób nasz mobilny dom przemienił się w więzienie 🙂

Santiago de ChileSantiago de Chile

W poniedziałek 3 sierpnia (po niedzielnej wycieczce rowerem w góry w Parque Mahuida) wyruszamy w dalszą podroż, w kierunku Valparaiso.

Santiago de ChileSantiago de ChileSantiago de ChileSantiago de Chile

Mendoza

lipiec 30th, 2009 5 komentarzy

Droga do Mendozy
Ruszyliśmy w dalszą drogę wzdłuż Rio Chubut, która przypominała nam Grand Canyon, mimo że tam nigdy nie byliśmy. Robiło się co raz zimniej i co raz mniej słonecznie, lecz nadal zachwycaliśmy się widokami. I w końcu pojawiły się Andy! Całe ośnieżone! Opuściliśmy Chubut wjeżdżając w region Neuquen. Droga zaczęła
robić się bardziej kreta, widoki jeszcze ładniejsze, lecz im wyżej się wspinaliśmy, tym bardziej zanurzaliśmy się we mgle… Na pokonanie ostatniego odcinka drogi 40 w Neuquen – ok 45 km – potrzebowaliśmy około 2h, ponieważ asfalt z upływem lat zużył się i przemienił w wyboistą terenową drogę…Nadal ładną (pośród
wulkanów), ale bardzo uciążliwą.

MendozaMendozaMendozaMendoza
MendozaMendozaMendozaMendoza

Mendoza
Przyjechaliśmy do Mendozy we wtorek 21 lipca wieczorem. Zatrzymaliśmy się u Pablo (a właściwie jego rodziców, którzy przyjęli nas bardzo ciepło, byli bardzo gościnni i z którymi trenowałam hiszpański), kolegi siostry Juliena. Mieszkają w strzeżonej dzielnicy : żeby móc się do nich dostać należy uprzedzić, w przeciwnym razie strażnik nie wpuści. Podobno wiele jest takich dzielnic w dużych miastach Argentyny, a to dlatego że ludzie nie chcą żyć w domach z kratami w oknach… Oczywiście nie wszystkich na to stać.
Nazajutrz rano, gdy się obudziliśmy, nie wierzyliśmy własnym oczom – spadł śnieg! Rzecz rzadka w Mendozie! I zamknięto granicę z Chile (a chcieliśmy jechać do Santiago do znajomych).
Po raz pierwszy od wyjazdu z Buenos Aires nie ruszyliśmy samochodu przez 3 dni.
Pablo oprowadził nas po mieście i okolicach, a także reszcie rodziny. Mendoza bardziej podobała nam się niż Buenos Aires – więcej zieleni, ludzie mniej zestresowani i Andy w tle!

MendozaMendoza

W drodze do Chile
W piątek wyruszamy dalej. Granica otwarta, droga odśnieżona, słońce świeci, jest ciepło! Pomiędzy Mendozą a Santiago jest jakieś 450 km, czasowo ok 10h… Po stronie argentyńskiej droga jest prawie nowa, przejeżdżamy dolinami obok różnokolorowych szczytów, obok Aconcagua (ale nie bardzo wiemy który to…). Tuz przed granicą zatrzymaliśmy się przy Puente del Inca, naturalnym skalistym moście rzeźbionym przez wody Rio Las Cuevas, śnieg, lód i cieple źródła z dużą ilością żelaza. Kiedyś były tu termy, ale zostały zamknięte (uznane za zbyt niebezpieczne ze względu na lokalizacje) z powodu lawiny, która zniszczyła część budynku. Granica chilijsko-argentyńska znajduje się na wysokości 3200 mnpm. Około 2 godzin staliśmy w kolejce (przed nami jakieś 20 samochodów…), aby moc zaparkować samochód, pójść do okienka nr 1 podbić paszport w Argentynie, następnie do okienka nr 2 podbić papiery samochodu (arg), potem do okienka nr 4, gdzie nas odesłano do nr 1, po brakujący stempel, który jednak nie był potrzebny, z powrotem więc do nr 4 podbić paszporty w Chile, do nr 5 złożyć deklarację co wwozimy, do nr 6 podbić papiery samochodu w Chile, wreszcie do nr 5 zapłacić winietę w Chile. Następnie ze wszystkimi kwitami i papierami mogliśmy wrócić do samochodu, gdzie kolejni urzędnicy chilijscy czekali na nas, żeby sprawdzić czy nie przemycamy czasem produktów zwierzęcych (ser, jajka, mięso, miód, itp), owoców lub warzyw. Zanim jednak weszli do samochodu odesłali nas znowu do okienka nr 1 po słynny stempel, który nadal nie był potrzebny. W końcu po ponad godzinie formalności mogliśmy przekroczyć granicę. Tam 41 zakrętów! i znów jesteśmy na ok 2000 m. Droga z tej strony jest w o wiele gorszym stanie, odśnieżona, ale pełno dziur i co chwilę roboty drogowe. Do Santiago przybywamy wieczorem, wyczerpani.

MendozaMendozaMendozaMendoza

Patagonia : wieloryby!

lipiec 19th, 2009 12 komentarzy

Droga z Buenos Aires do Puerto Madryn zajęła nam 4 dni. Na 300 km przed celem pompa (tym razem ta co pompuje wodę do chłodnicy) się popsuła… Czyżbyśmy mieli pecha? Naprawiliśmy ją w Las Grutas, letnio – wakacyjnej miejscowości Argentyńczyków. Teraz, zimą, miasteczko jest puste.

Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!
Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!

W środę 15 lipca przyjechaliśmy w końcu do Puerto Madryn zobaczyć wieloryby! I rzeczywiście, jest ich tu całe mnóstwo!! Co roku do zatoki Golfo Nuevo na czas od końca maja do grudnia przypływa około 800 osobników (ballena franca austral), żeby się tu rozmnażać. Nie wiem ile widzieliśmy, mimo że są ogromne, trudno je policzyć! Na plaży las Canteras, kiedy jest przypływ (codziennie ok 13-15) można je oglądać prawie z bliska! Część z nich zbliża się na odległość 10-20 m! Głównie samice z małym przy boku. Niesamowity widok! Z wrażenia dech zapiera! Kilkadziesiąt metrów dalej, na skarpie, znajduje się obserwatorium wielorybów, gdzie mogliśmy je usłyszeć!
Tym razem nie jedziemy na Półwysep Valdes, wrócimy tu jeszcze w listopadzie i z tego co piszą we wszystkich prospektach i przewodnikach, zobaczymy je jeszcze raz, a także pingwiny, orki, delfiny…

Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!
Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!
Patagonia : wieloryby!

W czwartek wieczorem wyruszyliśmy w drogę do Rawson, gdzie spędziliśmy noc. Następnego dnia popłynęliśmy mini statkiem oglądać malutkie delfiny – toniny. Śnieżno-białe, z czarnym grzbietem, głową i ogonem. Są zbyt małe (ok 180 cm długości), żeby je zobaczyć z brzegu. Szybkie, zwinne, widać było że lubią się bawić i nie przeszkadza im statek – wręcz przeciwnie, podpływały blisko i jak tylko robiliśmy fale (płynąc szybciej dzięki motorowi) tym bardziej wyskakiwały i nas goniły. Śliczne! Kolejne niesamowite wrażenia i widoki za nami! 🙂

Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!
Patagonia : wieloryby!Patagonia : wieloryby!

Po południu wyruszyliśmy w dalszą drogę zatrzymując się w Gaiman (najstarsze miasto regionu Chubut, w którym się znajdujemy, o galijskich korzeniach – kolonizacja w XIX wieku), gdzie zwiedziliśmy park paleologiczny (ciekawe ze względu na historie powstawania Patagonii, coś w stylu muzeum na otwartym terenie), gdzie na wysokości 100 m możemy zobaczyć np skamieniałe muszle. Później w Gaiman wypiliśmy tradycyjna galijska herbatę z mnóstwem ciast. Sympatyczne, ale nic nadzwyczajnego…

Ruszamy w dalsza drogę wzdłuż Rio (rzeki) Chubut i kolejna noc spędzamy w Dique Ameghino nad sztucznym jeziorem (powstałym dzięki tamie elektrowni wodnej) otoczonym brązowo-czerwonawymi skałami.
Dolina Rio Chubut to niesamowity kanion, który rzeka rzeźbi od tysięcy lat. Musi być to nadzwyczajny region do wspinaczki i paralotni, niestety jest zima i niebo zasnuło się szarymi chmurami. I robi się co raz zimniej… zbliżamy się do And!

Patagonia : wieloryby!
Kategorie:Argentine, Pays Tagi:,

Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.

lipiec 12th, 2009 4 komentarze

W sobotę 11 lipca opuściliśmy Buenos Aires. Okna naprawiliśmy własnymi siłami z pomocą Tomasa (www.tesomobil.de), na razie trzymają, ale być może trzeba będzie je zamówić i przesłać z Europy. Tutaj model europejski nie istnieje. Moglibyśmy wymienić na amerykańskie, ale nie pasują rozmiarem, a nie chcemy ciąć karoserii. Wyrwaną klamką zajmiemy się później (przynajmniej trudno otworzyć tylne drzwi! 😉 ) Mieliśmy jeszcze jeden problem, najprawdopodobniej niezwiązany z feralnym transportem : pompa do wody nie działała… Napełniliśmy zbiornik i z kurka nic nie leciało… Pojechaliśmy więc do mini zakładu, w którym wyposażają furgonetki (i autobusy) na kampery i tam znaleźli usterkę – pompa działała, ale jedna z uszczelek była zbyt luźna i w efekcie pompa pompowała w próżni. Pracowali we dwójkę przez ponad 5 godzin i nie przyjęli zapłaty!! Poświęcili cale popołudnie dla nas, częstowali mate i nie chcieli nic w zamian! Mimo nalegań z naszej strony! Na szczęście mieliśmy jeszcze jedną butelkę francuskiego wina.
(nota: adres tych przemiłych osób znajdzie się niedługo w rubryce „Informacje praktyczne” blogu)

Pierwsze wrażenia z Buenos Aires to : brudno, tłoczno, hałaśliwie i śmierdzi spalinami. Jednak po kilku dniach pobytu zaczęliśmy doceniać BA i odkrywać jego urok. Jest to miasto pełne kontrastów – nowoczesne budynki obok ruder, bogate dzielnice (i ludzie) obok biednych. Mieszkańcy stolicy są bardzo mili i otwarci. Zdarzało się, że, widząc jak głowimy się nad mapa, sami podchodzili i pytali czy mogą pomoc.
Miejsca, które najbardziej mi się podobały to Cmentarz de la Recoleta i Reserva Ecologica za Puerto Madero (patrz zdjęcia).
Teraz jedziemy na południe (brrr, będzie zimo) na Peninsule Valdes oglądać wieloryby!!! Wcześniej zatrzymamy się u Jorge (Argentyńczyka, którego poznaliśmy w Strasburgu dzięki Narze). Jego tato ma zakład samochodowy i może poleci nam kogoś, kto wstawi kraty w okna naszego pojazdu (nie mamy ochoty na kolejne włamanie…), doradzi i poprawi to i owo.

Ogromne podziękowania dla Loic’a i Dom’a, którzy gościli nas u siebie w Buenos Aires i wiele dla nas zrobili!

Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.
Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.
Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.

Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.

Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.Buenos Aires – ciąg dalszy i koniec.

Dzięki Grimaldi….

lipiec 8th, 2009 10 komentarzy

samochód odebraliśmy, ale niestety okradli nas….albo raczej wszystko przeryli… wyrzucili wszystko z szafek, ukradli ciuchy, jedzenie, zapałki!, sztućce!, część narzędzi….. i niestety paralotnię (tandem, pojedynczą mamy ze sobą), lornetkę, obiektyw do aparatu i filtr do wody. Trochę leków i wszystkie kosmetyki!. nie wiemy jak wyjęli paralotnie, bo była rozłożona na łóżku na gorze i to nie tak prosto wyciągnąć, no a już na pewno nie prosto z nią wyjść niezauważonym…. no i oczywiście żeby moc wejść do samochodu – rozwalili klamkę-wyrwali ja, a ze nie mogli otworzyć, bo kłódka była zamocowana od wewnątrz, rozwalili okna…. oba. wrzucili je z powrotem wiec na razie mamy przylepione taśmą klejącą. zostawili rowery (były spięte łańcuchami), poduszki i garnki. wygląda na to, ze kilka różnych złodziei przeszło przez nasz kamper.. jest brud i syf wiec jutro czeka nas sprzątanie…. i szukanie jakiegoś zakładu gdzie by nam to naprawili. w sumie lepiej by było jakbyśmy nie oddzielali kratka części mieszkalnej od kierowcy-przynajmniej okna byłyby w całości… jesteśmy strasznie rozczarowani…. a mieliśmy jutro rano jechać oglądać wieloryby… no trudno, musimy zostać na razie jeszcze w BA, zająć się naprawą, reklamacją i pójść na zakupy (po jakiś koc np, pod którym będziemy spać..). teraz samochód jest na strzeżonym parkingu, mamy nadzieje, ze będą rzeczywiście strzec….do jutra rano.
Dziękujemy bardzo firmie Grimaldi, która zajmowała się transportem!

Oto zdjęcia :

Dzięki Grimaldi….Dzięki Grimaldi….Dzięki Grimaldi….Dzięki Grimaldi….
Dzięki Grimaldi….

Zdjęcia z Buenos Aires

lipiec 5th, 2009 Komentarze wyłączone
Zdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos Aires
Zdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos Aires
Zdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos Aires
Zdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos AiresZdjęcia z Buenos Aires

Jesteśmy w Argentynie

lipiec 2nd, 2009 9 komentarzy

Dotarliśmy do Buenos Aires!
Lot odbył się bez problemów, trwał ok 12h. Zużyliśmy 91 ton paliwa, czyli 4l na osobę na 100 km.

Przed wylotem z Paryża stewardesy zdezynfekowały samolot, i nas przy okazji, jakimś produktem antybakteryjnym (?).
Na lotniskach we Frankfurcie i w Paryżu nikt nie nosił masek (chroniących przed zarażeniem grypą A). Natomiast w Buenos Aires – szok – połowa pasażerów i cały personel lotniska w maskach. W ostatnich dniach zarejestrowano ok 1000 przypadków grypy A w stolicy i z tego powodu wakacje zimowe w szkołach zostały przesunięte z sierpnia na teraz i wydłużone do okresu 1 miesiąca.

Formalności na granicy : długa kolejka po podstemplowanie paszportu + trzeba podać adres, gdzie się zatrzymujemy. Nic więcej.

Transport lotnisko – centrum BsAs : taksówka (nieoficjalna), koszt 120 pesos.