Archiwum

Archiwum dla ‘Argentine’ Kategoria

Adiós Argentina

marzec 17th, 2010 3 komentarze

Wyjeżdżamy z Tucuman w brzydkiej, szaro-burej pogodzie, by powrócić w wyższe partie Argentyny. Droga wije się wzdłuż soczyście zielonej doliny Tafi aż do przełęczy. Po drugiej stronie góry – zmiana krajobrazu: kaktusy, mało wody, więc i mało wegetacji i dużo słońca.
Zatrzymujemy się przy ruinach Quilmes, miasta – twierdzy sprzed epoki Inków, położonego na zboczu góry. W czasach swej świetności liczyło 5000 mieszkańców. Inkowie „zaadoptowali” Quilmes przyczyniając się do jego technologicznego rozwoju, następnie Hiszpanie doprowadzili je do upadku…
Niedaleko Buenos Aires znajduje się miasto o tej samej nazwie, gdzie zadomowili się „wysiedleni” potomkowie mieszkańców Quilmes. W poszukiwaniu żyznych ziem pod uprawę przemierzyli cały kraj by osiedlić się tutaj. To również tu, pod Buenos Aires, powstaje jedno z najlepszych argentyńskich piw!

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina

Trochę dalej, w okolicach Cafayate, przejeżdżamy przez niesamowity wąwóz (Quebrada de Las Conchas lub de Cafayate) przedziwnie wyrzeźbionych przez wiatr i intensywnie czerwonych skał.

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós Argentina

Do miasta Salta jedziemy przez przepiękną dolinę Cachi. Zjeżdżamy do cywilizacji po przekroczeniu przełęczy „Piedra del Molino” na 3348 mnpm. Góry niestety kryją się za gęstymi chmurami i widoki możemy podziwiać dopiero 1500 metrów niżej. I znowu krajobraz zmienia się diametralnie, powracamy do zieleni i wilgotności. Salta znajduje się na 1187 mnpm i jest raczej przyjemnym miastem. Podobno najładniejszym w regionie NOA (północno-zachodnia Argentyna) o przydomku „Salta la Linda” (czyli ładna Salta). To tutaj znajdujemy najlepszy i najbogatszy (wreszcie!) targ warzywno-owocowy w kraju! Cóż za przyjemność objadać się soczystymi i słodkimi mango, figami, gruszkami, brzoskwiniami, winogronami…
W Merced, kilkanaście kilometrów na południe, miało miejsce trzęsienie ziemi tego samego dnia co w Chile. Było o wiele słabsze, ale spowodowało śmierć 2 osób oraz liczne zniszczenia. Jedna z większych atrakcji turystycznych, droga wzdłuż „podchmurnej” linii kolejowej (tren a las nubes) jest tymczasowo zamknięta. Mamy nadzieję, że nie na długo!

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós Argentina

By nie czekać w miejscu jedziemy do Jujuy, tak na prawdę: San Salvador de Jujuy (1259 mnpm), stolicy prowincji o tej samej nazwie, która graniczy z Boliwią i Chile. Samo miasto i najbliższe okolice są zielone, jak w Salcie czy Tucuman. Dość szybko kontynuujemy dalej na północ, by odkryć niesamowite mineralne krajobrazy o fantastycznych kolorach. Droga wspina się wzdłuż doliny Humahuca (wpisana do rejestru UNESCO) na około 3000 mnpm.

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós Argentina

Jadąc dalej na północ, docieramy do przepięknej laguny Los Pozuelos, na 3670 mnpm, zamieszkałej przez tysiące różowych flamingów. W dodatku jesteśmy sami! Granica z Boliwią znajduje się ok 40 km stąd. Nieliczni ludzie, których spotykamy mają boliwijskie rysy, również maleńkie wioski, które mijamy przypominają nam bardziej Boliwię niż Argentynę!

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina

Wracamy na południe byłą drogą nr 40 aż do San Antonio de Los Cobres, miasteczka położonego na argentyńskim Altiplano i jednego z etapów słynnego podchmurnego pociągu. Mamy szczęście, droga jest na nowo otwarta! Jedziemy najpierw ok 20 km wyżej, zobaczyć wiadukt „La Polvorilla” skonstruowany na 4200 mnpm, o długości ponad 2 km, przez który przejeżdża owy pociąg.
Następnie zjeżdżamy do Salty, położonej 150 km dalej i 3000 m niżej. Z płaskowyżu Altiplano przejdziemy do wysokogórskich szczytów by następnie zanurzyć się w chmurach i dotrzeć w końcu do niższych gór i wąwozu „Quebrada del Toro” o silnie kolorowych zboczach. Wzdłuż całej drogi mijamy się z linią kolejową skonstruowaną przez górników na potrzeby kopalni w samym sercu gór z licznymi mostami, wiaduktami i tunelami. W tej chwili pociąg jest nieczynny (z powodu obsunięć terenu spowodowanych trzęsieniem ziemi), w normalnych okolicznościach służy jedynie na potrzeby turystyki i przejażdżka nim zabiera 15 godzin, w 2 strony.

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós Argentina

No i znów jesteśmy w Salcie, na krótko. Chcieliśmy wstać wcześnie rano (o 6), by pojechać znów na północ do prowincji Jujuy i zobaczyć „górę o 7 kolorach”. Niestety nie wszystko poszło jak przewidzieliśmy. Rano, jest jeszcze ciemno, słońce wstaje dopiero ok 7, opuszczamy nasz ładny nadrzeczny biwak trochę za szybko. Poprzedniego wieczoru Julien zapomina zamknąć „salonowe” okno, nad ranem nie zauważamy, ze jest otwarte i oczywiście 10 m dalej wystająca gałąź nam o tym przypomina… Znajdujemy je na ziemi w kilku kawałkach. Po 12 godzinach pracy specjalisty od spawania plastików odnajdujemy wszystkie funkcje naszego okna, poza być może całkowitą przezroczystością…

Dla Juliena te 12 godzin spędzonych u „mechanika” były bardzo interesujące:
Można tutaj wszystko naprawić, jak np pulpit wiekowego Renault 9. Warunki pracy pozostawiają wiele do życzenia. W tym zakładzie trzy czwarte miejsca stracone jest na chaotyczne składowanie starych zderzaków i innych plastikowych części samochodowych. Trzymają tu także kilka bezużytecznych resztek samochodów, poza może jednym, który służy szefowi jako łóżko do południowej sjesty. Zostaje więc mało miejsca do pracy i większe części do naprawy służą często jako stół do naprawy mniejszych… Od strony higieny… wszystko jest porządnie zakurzone i wszyscy łącznie z szefem plują na podłogę atelier, na której walają się kable i przedłużacze, do których podłączone są spawarki. Te również swe miejsce znajdują na podłodze, rozgrzane czekając aż nawinie się do wytatuowania jakiś but…

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina

Następnego dnia jedziemy aż do granicy z Chile, zatrzymując się po drodze w Purmamarca (2192 mnpm), gdzie podziwiać można bardzo ładną „górę o 7 kolorach”. Dalej droga wspina się jak wąż na płaskowyż Altiplano, gdzie zatrzymujemy się przy salinach (Salinas Grandes) i w końcu jeszcze wyżej na Paso Jama (ok 4300 mnpm), granicę z Chile. Śpimy tu przy nowiutkiej stacji benzynowej silnie kontrastującej z domami miasteczka: ubogimi, z ziemi, bez tynku, prawdopodobnie bez bieżącej wody i podłogi… NOA (północno-zachodnia Argentyna) jest najuboższym z regionów Argentyny i widać to…

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina

Podczas tej ostatniej (tym razem już na prawdę! Przykro nam trochę…) nocy w Argentynie trudno nam odnaleźć sen z powodu wysokości, na której się znajdujemy. Następnego dnia rano, po przekroczeniu granicy, atakujemy pustynne płaskowyże regionu Atacama w Chile. Wegetacji prawie nie ma, wiatr jest lodowaty, ale żyją tu wigonie! Przejeżdżamy obok kilku mniejszych salin, jeziorek, otaczają nas szczyty sięgające 6000 mnpm. Ku naszemu zdziwieniu nasza asfaltowa droga wspina się na 4824 mnpm, rekord dla naszego samochodu (i dla nas)!

Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina
Adiós ArgentinaAdiós ArgentinaAdiós Argentina

Toulao na wakacjach w Mendozie…

marzec 4th, 2010 3 komentarze

Jesteśmy z powrotem w Argentynie, na drodze nr 40, która zaprowadzi nas do Mendozy. Zanim tam dotrzemy, zatrzymamy się na noc przy tamie Agua del Torro.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Miasto Mendoza to oaza na pustyni. Wzdłuż ulic posadzono drzewa, prawie nigdy nie pada. Całkowite zaopatrzenie w wodę pochodzi z pobliskich And.
Rodzina Pablo gości nas 10 dni w argentyńskim rytmie. Większość pracuje od 9 do 13 i później po „sieście”, od 17 do 21. dla nas oznacza to: o 9 śniadanie z rogalikami (tzw medialunas), następnie naprawy lub czyszczenie samochodu, zakupy, itd, ok 12 kąpiel w basenie z Setą, psem rodziny, o 14h30 obiad, o 16 paralotnia i w końcu o 22 kolacja z cala rodziną.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

W Mendozie znajduje się jedno z najlepszych miejsc do latania w Argentynie. Każdego dnia dziesiątka tandemów startuje w podniebne przestworza, my również korzystamy z dobrych warunków i latamy we dwójkę, Julien sam oraz z bratem (Nico), siostrą (Laura) Pablo i chłopakiem Laury – Martinem.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Po tych kilku dniach „prawdziwych wakacji” wyruszamy dalej w stronę San Juan. Jest bardzo ciepło, nadal tak samo sucho, jednakże wiatr silnie wieje uniemożliwiając nam radości latania nad tamą Ullum znajdującą się kilka kilometrów za miastem.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Dalej zatrzymujemy się w Difunta Correa, miejscu pielgrzymek. Legenda mówi, iż owa kobieta, Difunta Correa, szukała męża, który wyruszył na wojnę. Jej ciało odnaleziono właśnie tutaj, umarła z pragnienia. Jednakże dziecko, które miała przy piersi nadal żyło!
To ludowe wierzenie jest silnie obecne w Argentynie i w całym kraju, przy drogach odnajdujemy kapliczki i ołtarzyki na jej cześć, otoczone dziesiątkami plastikowych butelek z wodą.
Do Difunta Correa zjeżdżają się Argentyńczycy z całego kraju by złożyć w ofierze tablicę rejestracyjną, oponę, kawałek blachy samochodu, makiety domów, grawerowane tabliczki z podziękowaniami, butelki z wodą, zdjęcia najbliższych…

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Dalej na północ znajduje się park narodowy Ischigualasto, tzw Księżycowa Dolina, wpisany do rejestru UNESCO ze względu na prehistoryczne ziemie (z epoki triasu), czy odnalezione tu kości dinozaurów.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Nasza droga wiedzie dalej przez przełęcz „Cuesta Miranda”, gdzie mieszają się czerwono-krwiste góry, kaktusy i soczysta zieleń.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Ten zielony oddech jest krótki, szybko powracamy do mineralnego i suchego świata. Znajdujemy się w prowincji La Rioja. Jej powierzchnia to niecałe 90 tysięcy km² z około 300.000 mieszkańców! (Znacznie większa niż Polska, ponad dwa razy mniej mieszkańców niż w Poznaniu!) Zatrzymamy się na kilka dni w Famatina, maleńkiej mieścinie, gdzie znajduje się kolejna, fantastyczna rampa. Trzy dni lotów, dynamicznych pod wieczór i termicznych przed południem nad pustynno – górzystym krajobrazem. W tym samym czasie, pełnia księżyca, potworne trzęsienie ziemi nawiedza południowe wybrzeża Chile, z epicentrum w Concepcion, gdzie byliśmy niecałe 3 tygodnie temu…

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Trzymając się wskazówek naszych znajomych Duńczyków, poznanych w Boliwii kilka miesięcy temu, zbaczamy z trasy i udajemy się do Fiambala, kolejnej oazy, gdzie produkuje się wino. Lekko ponad miastem płynie strumień z gorącą wodą (70°C). W ciasnej przełęczy, na ok 1800 mnpm, znajdują się termy miejskie – kilkanaście basenów, umiejscowione jeden nad drugim. Woda przelewa się z wyższego do niższego. Przy każdej zmianie wysokości zmienia się także temperatura wody (od 48°C do 18°C)! Fantastyczne!

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Następnie czeka nas długi dzień drogi by dojechać do Concepcion (w Argentynie!). Przejeżdżamy przez dwa górskie masywy piaszczystą, czasem lepszą, czasem gorszą, drogą. Krajobraz zmienia się radykalnie. Z surowej suszy przechodzimy we wszechobecną zieleń. Przypomina nam to boliwijskie Yungas. Straciliśmy około 400m wysokości i obecnie to pora deszczowa. Temperatura jest nie do zniesienia, zwłaszcza przy tak silnej wilgotności.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Z Concepcion, gdzie uzupełniamy zapasy żywności, jedziemy 80 km na północ do San Miguel de Tucuman, dużej i ładnej stolicy prowincji Tucuman, zorganizowanej wokół centralnego placu. Miasto jest bardzo przyjemne, mimo swego klimatu – gorącego i wilgotnego. Położone jest u podnóża łatwo dostępnej góry, gdzie spędzamy noc szukając chłodu nocy. Stad także można latać, niestety następnego dnia rano budzimy się w chmurach, które nie mają ochoty się przerzedzić.

Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…
Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…Toulao na wakacjach w Mendozie…

Patagonia – ciąg dalszy i koniec

luty 17th, 2010 2 komentarze

Wracamy na kontynent, by zakończyć naszą podróż po Patagonii, która zabrała nam ponad 2 miesiące. Ta część Chile, Aurakania, mieści się pomiędzy wybrzeżem Pacyfiku, licznymi jeziorami i łańcuchem And – wspaniałymi wulkanami, z których niektóre są nadal aktywne… Region ten kiedyś zaludniony wyłącznie przez lud Mapuche, którzy odparli najpierw najazd Inków, później hiszpańskich konkwistadorów, przedstawia obecnie około 40% ludności.

Podoba nam się jezioro Llanquihue, trzecie co do wielkości jezioro kontynentu, znajdujące się u stóp wulkanu Osorno (2652 mnpm). Następnie, kilka kilometrów od granicy z Argentyną, park narodowy Peyehue zaoferuje nam przepiękną wycieczkę na szczyt wulkanu Casablanca. Ze szczytu krateru rozciąga się zapierający dech w piersiach widok: w oddali na zachodzie widać Pacyfik, na osi północ – południe znajdują się inne wspaniałe, w górnej części ośnieżone wulkany (Osorno, Puyehue 2240 mnpm, Cerro Tronador 3554 mnpm…), a na wschodzie górska część andyjskiej kordyliery. Julien żałuje, ze nie chciało mu się wspinać z paralotnią… warunki do lotu wydawały się idylliczne!

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Zygzakując wzdłuż kordyliery przejeżdżamy na stronę argentyńską niedaleko Bariloche (gdzie byliśmy już wcześniej zimą). Dlaczego wracamy? Mamy ochotę w końcu polatać! I tutaj można. Teoretycznie…
Bariloche jest mocno wystawione na wiatr, w tej chwili jest bardzo silny, zjeżdżamy więc lekko na południe, do sąsiedniego El Bolson, mekki patagońskiej paralotni, gdzie spotykamy innych pilotów. Tydzień temu warunki pogodowe były idealne, kiedy przyjeżdżamy, brak szczęścia, wiatr jest zbyt silny, a na kolejne dni zapowiadane jest pogorszenie pogody. Nie latamy, ale poznajemy kilka ciekawych i miłych osób w domu Mirel’y i Matin’a.
Między innymi Stéphanie, francuską paralotniarkę w podróży z glajtem, a także Jim’a, Kanadyjczyka, który pracuje jako nauczyciel/przewodnik dla organizacji NOLS (National Outdoor Leadership School). Organizm ten zabierze was na kraniec waszych możliwości podczas wysokogórskiego treku lub w dżungli. Należy wiedzieć, iż treki te trwające około 80-90 dni odbywają się w większości w oddali od jakiejkolwiek cywilizacji, w bardzo surowych warunkach, przy praktycznie absolutnej autonomii. W pewnym sensie jest to lekcja przetrwania, która ma na celu konfrontacje z naturą, samym sobą i grupą.
By przeczekać złą pogodę, kierujemy się jeszcze kawałek dalej na południe do parku „Los Alerces”. „Alerce” to odmiana cyprysa (dokładnie ficroja cyprysowata) spotykanego w Patagonii, który rośnie wolno i żyje długo. Osiągają kilkadziesiąt metrów wysokości przy kilku tysiącach lat. W samym parku zobaczymy jedynie jeden mały okaz (w wieku 300 lat), gdyż pozostałe znajdujące się pod absolutną ochroną można zobaczyć jedynie ze statku za niebotyczną cenę… Ale za to zobaczymy (znowu…) kilka ładnych, przezroczystych jezior oraz „arrayany”, drzewa o przepięknej cynamonowej korze. Ku naszemu zdziwieniu (i wielkiemu zadowoleniu) spotykamy Gwen i Seb (une étoile dans le coeur), z którymi spędziliśmy Boże Narodzenie. Następnego wieczoru wracamy do El Bolson by przekonać się, że zła pogoda się zadomowiła, kontynuujemy więc dalej, tym razem w stronę północnych upałów.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Przejeżdżamy przez park Nahuel Huapi (kolejne piękne jeziora, itp…) by następnie znaleźć się w parku Lanin u stóp imponującego wulkanu o tej samej nazwie, kulminującego na 3776 mnpm. Biwak u jego podnóża, pośród araukarii, nad przezroczystym strumieniem pozostanie jednym z lepszych.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Park ten znajdujący się w Andach, mieści się na granicy z Chile, gdzie dzięki czynnej jeszcze części wulkanów jest wiele term. Próbujemy jedne z nich, jest (jak zwykle) przyjemnie, ale jednak lepiej, gdy na dworze zimno… Jest to bardzo turystyczny region Chile, jego stolicą – Pucon (u podnóża wulkanu Villarica). Jak każde miejsce wysoko turystyczne w sezonie (styczeń i luty to wakacje letnie w Ameryce Południowej), prze to także staramy się jak najszybciej przebrnąć. Wulkan Villarica jest słynny, ponieważ nadal aktywny i liczy 8 erupcji jedynie w XX wieku. Przy ładnej pogodzie można wspiąć się na szczyt krateru i podobno zobaczyć magmę! My niestety nie widzimy nawet wulkanu zasłoniętego przez gęste chmury. Mając nadzieję na choć chwilową poprawę pogody nazajutrz rano, wjeżdżamy w nocy, w chmurze, po najpierw asfaltowej, później żwirowej, aż w końcu ziemistej i stromej „ścieżce” na „parking” wyciągu narciarskiego, spod którego wyrusza się na szczyt. To najczarniejsza i najcichsza noc, nic nie widać na 5 metrów. W dodatku nad ranem zaczyna padać, a chmury jak były, tak są…

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Opuszczamy więc Pucon i góry i jedziemy nad ocean. Chile to niesamowity kraj! Długi na ok 4000 km i szeroki na średnio 175 km! Tego wieczoru zatrzymamy się w Puerto Saavedra, gdzie przy plaży znajduje się mała skarpa, z której następnego dnia rano, w końcu uda się Julienowi wystartować i polatać.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Kawałek dalej znajduje się Temuco, stolica regionu, gdzie również są pagórki „do latania”. Tego dnia wiatr jest dość silny, ale pod wieczór uspokaja się i Julien (mimo nieobecności lokalnych pilotów) „wypuszcza się” w powietrze by po chwili wylądować (zbyt dużo turbulencji).

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Wydaje się, że dobra pogoda powróciła, kierujemy się więc znowu w stronę And, d Parku Conguillio. Jedziemy najpierw czarną od wulkanicznej lawy drogą u stóp wulkanu Llaima (3125 mnpm). Wzdłuż drogi podziwiamy kilka niesamowicie przezroczystych, zielonych lub niebieskich stawów. Jedna z nich powstała w wyniku lawy, która zablokowała strumień więżąc las, którego dolne części pni nadal stoją na dnie jeziorka. Chcieliśmy przejechać park z południa na północ, niestety nie udało nam się – stroma, ziemista, leśna droga po silnych deszczach poprzednich dni przemieniła się w ślizgawkę! Musimy zawrócić i wracamy nad ocean!

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Tomé to małe turystyczne miasteczko na wybrzeżu Pacyfiku, gdzie również można latać. Wiatr wieje w złym kierunku. Na „pocieszenie” idziemy na targ rybny i fundujemy sobie wspaniałą kolację: 6 krabów, 300g „tułowia” krewetek, surówkę z pomidorów i butelkę białego wina za niecałe 8€.
Spróbujemy również „reinete”, płaską, morską rybę, najpierw z grilla, a potem w postaci „ceviche”, czyli surową, „gotowaną” przez 4 godziny w soku z cytryny. Pyszne.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Po tej ostatniej już eskapadzie nad ocean, powracamy na naszą drogę do Mendozy w Argentynie. Trzeba więc znowu przekroczyć w szerz Chile, co zaprowadzi nas na „drogę win”. Istnieje ok 10 dolin w Chile, gdzie uprawia się winogrono. Degustujemy kilka win, kupujemy kilka butelek i przez Paso Maule (2553 mnpm) przekraczamy granicę z Argentyną. Droga ta jest widokowo wyjątkowa, przypomina nam trochę północne Chile. Tuż przed granicą biwakujemy nad kolejnym niebieskim jeziorem…

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Kontynentalny lodowiec Patagonii

styczeń 16th, 2010 4 komentarze
PHP Error: Non-static method xmlgooglemaps_helper::getFileModifiedDate() should not be called statically, assuming $this from incompatible context in /home/toulao/www/wp-content/plugins/xml-google-maps/xmlgooglemaps_gpxParser2.php at line 63