Archiwum

Archiwum dla ‘Chili’ Kategoria

Interludium video

kwiecień 12th, 2010 3 komentarze

Kiedy byliśmy w Iquiqué, jeden z pilotów pożyczył nam swoją mini kamerę.
Firma Gopro proponuje małą, sportową kamerę HD, szerokokątną i wodoodporną. Kosztuje ok 300$. Julien już o niej marzy!
Oto kilka magicznych chwil z naszego lotu w Iquiqué na wydmie zwanej Palo Buque….

W dalszej części, kilka śmiesznych ujęć z Peru.
Niedawno byliśmy w Canon del Colca . Tradycyjny śpiew jest tam nadal silnie obecny. Liczne grupy kręcą klipy w miejscach skąd pochodzą.


Więcej klipów:
http://www.youtube.com/watch?v=znSmKCUDJJs
http://www.youtube.com/watch?v=4gPq2rTH-_0

Hasta la vista Chile

marzec 25th, 2010 2 komentarze

Asfaltowe drogi są w dobrym stanie nawet na 4800 mnpm. Po kilku godzinach spędzonych na płaskowyżu pustyni Atakama, odnajdujemy znane nam już miasteczko San Pedro de Atacama, ponad 2000 metrów niżej. Najbardziej niesamowite jest to, że droga zjeżdża prawie w linii prostej, czyli stromo w dół!

Korzystając z ciepłej, letniej pogody jedziemy się kąpać w lagunie Cejar, po środku salaru Atakama. Odnalezienie jej jest łatwe: dojechać do jedynego samotnego drzewa na środku salaru i stąd ścieżka sama zaprowadzi… Woda laguny zawiera wysokie stężenie soli. Lewituje się na jej powierzchni, tak jak, wyobrażam sobie, na Morzu Martwym! Na drugim planie rysuje się majestatyczny wulkan Licancabur, u jego stóp stroma droga prowadząca na płaskowyż Atakama i „brama wjazdowa” na boliwijską pustynię Sud Lipez przywołujące miłe wspomnienia z początku podróży.

Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile

Szybciutko przemieszczamy się na wybrzeże, do Iquique, mekki paralotniarstwa południowo-amerykańskiego, gdzie już też byliśmy. Warunki do latania są nadal równie dobre, a nawet lepsze!

Pod koniec tego sezonu „Flypark” Phillip’a nie jest pusty. Odnajdujemy Alain (Szwajcar) i Alejandro (Chilijczyk), którzy tu mieszkają na stałe oraz poznamy Katryn (Austria), Stefan (Austria, również w podróży kamperem), Maartens (Belgia, Flamandczyk), Heath (USA), Jeremy (Kanada), Guillaume (Francja) i Fabi (Szwajcaria, Freiburg – niedaleko od Strasbourga!). Z całą wesołą ekipą latamy, spędzamy wspólne wieczory, jemy upolowanego na targu rybnym rekina i jedziemy pod koniec pobytu do Pisagua.

Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista Chile

Pisagua to małe miasteczko rybackie, należące do Peru przed „wojną Pacyfiku”. Później, w latach 70-tych podczas dyktatury Pinocheta zostało przekształcone w obóz koncentracyjny dla sprzeciwiających się reżimowi… Wiele ciał ludzi, którzy tajemniczo „zniknęli” zostało tu później odnalezionych. Było idealnym miejscem, gdyż położonym na odludziu (40 km przez pustynię od głównej i jedynej drogi) oraz dostępne drogą morską. Obecnie Pisagua jest znów małym spokojnym miasteczkiem z kilkoma ruinami ładnych kolonialnych budynków, dwoma lądowiskami dla helikopterów i „drewnianym” cmentarzem. Dla nas Pisagua to kolejne wspaniałe miejsce do latania, daleko od cywilizacji, nad oceanem, z wielkimi wydmami i lwami morskimi.

Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile

Zegnamy naszych nowych przyjaciół, którzy wracają do Iquique, my jedziemy dalej na północ, do Arica, gdzie spędzamy noc na plaży kitesurferow (playa corrazones), która również uczęszczana jest przez paralotniarzy, kiedy wiatr jest odpowiedni…

Hasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista ChileHasta la vista Chile
Hasta la vista Chile

Z Arica już tylko kilkanaście kilometrów do granicy i jesteśmy w Peru!

Patagonia – ciąg dalszy i koniec

luty 17th, 2010 2 komentarze

Wracamy na kontynent, by zakończyć naszą podróż po Patagonii, która zabrała nam ponad 2 miesiące. Ta część Chile, Aurakania, mieści się pomiędzy wybrzeżem Pacyfiku, licznymi jeziorami i łańcuchem And – wspaniałymi wulkanami, z których niektóre są nadal aktywne… Region ten kiedyś zaludniony wyłącznie przez lud Mapuche, którzy odparli najpierw najazd Inków, później hiszpańskich konkwistadorów, przedstawia obecnie około 40% ludności.

Podoba nam się jezioro Llanquihue, trzecie co do wielkości jezioro kontynentu, znajdujące się u stóp wulkanu Osorno (2652 mnpm). Następnie, kilka kilometrów od granicy z Argentyną, park narodowy Peyehue zaoferuje nam przepiękną wycieczkę na szczyt wulkanu Casablanca. Ze szczytu krateru rozciąga się zapierający dech w piersiach widok: w oddali na zachodzie widać Pacyfik, na osi północ – południe znajdują się inne wspaniałe, w górnej części ośnieżone wulkany (Osorno, Puyehue 2240 mnpm, Cerro Tronador 3554 mnpm…), a na wschodzie górska część andyjskiej kordyliery. Julien żałuje, ze nie chciało mu się wspinać z paralotnią… warunki do lotu wydawały się idylliczne!

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Zygzakując wzdłuż kordyliery przejeżdżamy na stronę argentyńską niedaleko Bariloche (gdzie byliśmy już wcześniej zimą). Dlaczego wracamy? Mamy ochotę w końcu polatać! I tutaj można. Teoretycznie…
Bariloche jest mocno wystawione na wiatr, w tej chwili jest bardzo silny, zjeżdżamy więc lekko na południe, do sąsiedniego El Bolson, mekki patagońskiej paralotni, gdzie spotykamy innych pilotów. Tydzień temu warunki pogodowe były idealne, kiedy przyjeżdżamy, brak szczęścia, wiatr jest zbyt silny, a na kolejne dni zapowiadane jest pogorszenie pogody. Nie latamy, ale poznajemy kilka ciekawych i miłych osób w domu Mirel’y i Matin’a.
Między innymi Stéphanie, francuską paralotniarkę w podróży z glajtem, a także Jim’a, Kanadyjczyka, który pracuje jako nauczyciel/przewodnik dla organizacji NOLS (National Outdoor Leadership School). Organizm ten zabierze was na kraniec waszych możliwości podczas wysokogórskiego treku lub w dżungli. Należy wiedzieć, iż treki te trwające około 80-90 dni odbywają się w większości w oddali od jakiejkolwiek cywilizacji, w bardzo surowych warunkach, przy praktycznie absolutnej autonomii. W pewnym sensie jest to lekcja przetrwania, która ma na celu konfrontacje z naturą, samym sobą i grupą.
By przeczekać złą pogodę, kierujemy się jeszcze kawałek dalej na południe do parku „Los Alerces”. „Alerce” to odmiana cyprysa (dokładnie ficroja cyprysowata) spotykanego w Patagonii, który rośnie wolno i żyje długo. Osiągają kilkadziesiąt metrów wysokości przy kilku tysiącach lat. W samym parku zobaczymy jedynie jeden mały okaz (w wieku 300 lat), gdyż pozostałe znajdujące się pod absolutną ochroną można zobaczyć jedynie ze statku za niebotyczną cenę… Ale za to zobaczymy (znowu…) kilka ładnych, przezroczystych jezior oraz „arrayany”, drzewa o przepięknej cynamonowej korze. Ku naszemu zdziwieniu (i wielkiemu zadowoleniu) spotykamy Gwen i Seb (une étoile dans le coeur), z którymi spędziliśmy Boże Narodzenie. Następnego wieczoru wracamy do El Bolson by przekonać się, że zła pogoda się zadomowiła, kontynuujemy więc dalej, tym razem w stronę północnych upałów.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Przejeżdżamy przez park Nahuel Huapi (kolejne piękne jeziora, itp…) by następnie znaleźć się w parku Lanin u stóp imponującego wulkanu o tej samej nazwie, kulminującego na 3776 mnpm. Biwak u jego podnóża, pośród araukarii, nad przezroczystym strumieniem pozostanie jednym z lepszych.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Park ten znajdujący się w Andach, mieści się na granicy z Chile, gdzie dzięki czynnej jeszcze części wulkanów jest wiele term. Próbujemy jedne z nich, jest (jak zwykle) przyjemnie, ale jednak lepiej, gdy na dworze zimno… Jest to bardzo turystyczny region Chile, jego stolicą – Pucon (u podnóża wulkanu Villarica). Jak każde miejsce wysoko turystyczne w sezonie (styczeń i luty to wakacje letnie w Ameryce Południowej), prze to także staramy się jak najszybciej przebrnąć. Wulkan Villarica jest słynny, ponieważ nadal aktywny i liczy 8 erupcji jedynie w XX wieku. Przy ładnej pogodzie można wspiąć się na szczyt krateru i podobno zobaczyć magmę! My niestety nie widzimy nawet wulkanu zasłoniętego przez gęste chmury. Mając nadzieję na choć chwilową poprawę pogody nazajutrz rano, wjeżdżamy w nocy, w chmurze, po najpierw asfaltowej, później żwirowej, aż w końcu ziemistej i stromej „ścieżce” na „parking” wyciągu narciarskiego, spod którego wyrusza się na szczyt. To najczarniejsza i najcichsza noc, nic nie widać na 5 metrów. W dodatku nad ranem zaczyna padać, a chmury jak były, tak są…

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Opuszczamy więc Pucon i góry i jedziemy nad ocean. Chile to niesamowity kraj! Długi na ok 4000 km i szeroki na średnio 175 km! Tego wieczoru zatrzymamy się w Puerto Saavedra, gdzie przy plaży znajduje się mała skarpa, z której następnego dnia rano, w końcu uda się Julienowi wystartować i polatać.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Kawałek dalej znajduje się Temuco, stolica regionu, gdzie również są pagórki „do latania”. Tego dnia wiatr jest dość silny, ale pod wieczór uspokaja się i Julien (mimo nieobecności lokalnych pilotów) „wypuszcza się” w powietrze by po chwili wylądować (zbyt dużo turbulencji).

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Wydaje się, że dobra pogoda powróciła, kierujemy się więc znowu w stronę And, d Parku Conguillio. Jedziemy najpierw czarną od wulkanicznej lawy drogą u stóp wulkanu Llaima (3125 mnpm). Wzdłuż drogi podziwiamy kilka niesamowicie przezroczystych, zielonych lub niebieskich stawów. Jedna z nich powstała w wyniku lawy, która zablokowała strumień więżąc las, którego dolne części pni nadal stoją na dnie jeziorka. Chcieliśmy przejechać park z południa na północ, niestety nie udało nam się – stroma, ziemista, leśna droga po silnych deszczach poprzednich dni przemieniła się w ślizgawkę! Musimy zawrócić i wracamy nad ocean!

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Tomé to małe turystyczne miasteczko na wybrzeżu Pacyfiku, gdzie również można latać. Wiatr wieje w złym kierunku. Na „pocieszenie” idziemy na targ rybny i fundujemy sobie wspaniałą kolację: 6 krabów, 300g „tułowia” krewetek, surówkę z pomidorów i butelkę białego wina za niecałe 8€.
Spróbujemy również „reinete”, płaską, morską rybę, najpierw z grilla, a potem w postaci „ceviche”, czyli surową, „gotowaną” przez 4 godziny w soku z cytryny. Pyszne.

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Po tej ostatniej już eskapadzie nad ocean, powracamy na naszą drogę do Mendozy w Argentynie. Trzeba więc znowu przekroczyć w szerz Chile, co zaprowadzi nas na „drogę win”. Istnieje ok 10 dolin w Chile, gdzie uprawia się winogrono. Degustujemy kilka win, kupujemy kilka butelek i przez Paso Maule (2553 mnpm) przekraczamy granicę z Argentyną. Droga ta jest widokowo wyjątkowa, przypomina nam trochę północne Chile. Tuż przed granicą biwakujemy nad kolejnym niebieskim jeziorem…

Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec
Patagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniecPatagonia – ciąg dalszy i koniec

Wyspa Chiloé

luty 6th, 2010 3 komentarze

To druga największa wyspa kontynentu południowo – amerykańskiego, po Ziemi Ognistej oczywiście. Wiecznie zielona, lekko pagórkowata, o unikalnym podobno charakterze i licznych legendach. Jej mieszkańcy posiadają opinię bardzo miłych i otwartych jeśli tylko poświęci się trochę czasu na ich poznanie. Promem przepływamy na Chiloé i kierujemy się na wybrzeże Atlantyku w stronę Pulihuin, gdzie można zobaczyć pingwiny Magellana żyjące razem z pingwinami Humboldta. Jedne od drugich różnią się dodatkowym „czarnym pasem” na wysokości szyji (dla tych Humboldta). Ponieważ zamieszkują nieodległe wysepki i można je zobaczyć jedynie z łódki, nie decydujemy się na morską wyprawę.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé

Następnego dnia zatrzymujemy się w Ancud, byłej stolicy Chiloé, zniszczonej przez kataklizm morski w 1960. Dowiadujemy się tu, iż na wyspie znajduje się wiele drewnianych kościołów z czasów gdy Jezuici rozpowszechniali swe nauki i że należą one do bardzo ważnego i unikalnego dla Chiloé nurtu architektonicznego, tzw. szkoły „chilote”.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa Chiloé

Kontynuujemy więc na wschód wzdłuż „drogi kościołów”. Poza nimi, bardzo malowniczymi, podobają nam się także wioski rybackie, które zachowały swój charakter i autentyczność oraz długi pomost prowadzący na maleńką wyspę, na której znajduje się cmentarz z kaplicą.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa Chiloé

Kolejny etap to Tenaun, mała, podobna do innych, przynajmniej na pierwszy widok, wioska rybacka z biało-niebieskim, świeżo odrestaurowanym kościółkiem. Ku naszemu uradowaniu jest to tydzień uroczystości z okazji 432-iej rocznicy Tenaun. Mamy więc okazję uczestniczyć w obchodach święta – w programie tego wieczoru przewidziano paradę dwóch przeciwnych drużyn – zielonych i żółtych (dla stymulacji, jak nam wytłumaczono). Jesteśmy za zieloną drużyną, która postawiła na tradycję i legendarne postacie Chiloé. Na wozie zaprzęgniętym w dwa byki położono udekorowaną wodorostami i algami morskimi łódkę, symbolizującą „caleuche”, czyli fantasmagoryczny statek, na którego załogę składają się czarownicy i ich więźniowie. Pływa jedynie nocą. Gdy się go spotka może zamienić się w cokolwiek, a ten kto postawi nogę na jego pokładzie postrada zmysły. Tutaj na łódce podróżuje syrena (jak w mitologii greckiej, pół kobieta – pół ryba, uwodząca marynarzy) oraz „La Pincoya”, bogini żyzności mórz i plaż. Za nimi podąża między innymi „El Trauco” (karzeł brzydal zamieszkujący lasy i uwodzący młode kobiety) oraz „Fiura”, obrzydliwa kobieta o nieświeżym oddechu również mieszkająca w lasach Chiloé. Pomimo swej odpychającej brzydoty udaje się jej uwodzić mężczyzn, którzy raz złapani w jej sidła, szaleją. W korowodzie podążają również inni mieszkańcy ubrani w tradycyjne stroje i przygrywający na akordeonie i gitarze. Atmosfera jest bardzo przyjacielska. W obchodach uczestniczy około 150 mieszkańców wioski (wszyscy), my oraz załoga jednej z ekip regat odgrywających się niedaleko.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé

Następnego dnia, nadal w Tenaun, nauczymy się przygotowywać „curanto”, tradycyjne danie wyspy. Chodzi o owoce morza, mięso i kiełbasy oraz placki ziemniaczane (z gotowanych ziemniaków ze skwarkami) gotowanych godzinę na rozżarzonych kamieniach, przykrytych ogromnymi liśćmi rośliny przypominającej rabarbar oraz korzeniami nie wiemy czego. Kilka zdjęć lepiej zilustruje tę pyszność.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa Chiloé

Dalej na naszej drodze znajduje się San Juan

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa Chiloé

i w końcu Castro, obecna stolica Chiloé, umiejscowiona mniej więcej w połowie wyspy i znana głównie z pięknej drewnianej katedry oraz „palafitos”, czyli domów na drewnianych palach.

Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé
Wyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa ChiloéWyspa Chiloé

Mieliśmy szczęście mogąc zwiedzić wyspę przy prawie cały czas ładnej pogodzie. Według tubylców i wszelkich przewodników pada tu 330 dni w roku!

Camino austral, czyli droga australna w Chile

styczeń 28th, 2010 3 komentarze

Opuszczamy Los Antiguos, argentyńską stolicę czereśni położoną nad jeziorem Buenos Aires, w kierunku Chile by odkryć region XI, najmniej zaludnioną oraz najtrudniej dostępną część tego długiego państwa.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Jedziemy wzdłuż owego jeziora, które na granicy zmienia „obywatelstwo” i nazwę na jezioro gen. Carrera! W niewielkim odstępie czasu krajobraz zmienia się. Podczas gdy roślinność rozległych argentyńskich stepów jest raczej rzadka i uboga, po stronie chilijskiej droga przeciska się pomiędzy ośnieżonymi, stromymi szczytami i lazurowym jeziorem.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Wzdłuż drogi australnej znajduje się bardzo mało miasteczek, w większości z nich nie żyje więcej niż 500 osób. Drogę je łączącą zbudowano w latach 80-tych w celu „połączenia tego regionu z resztą świata”. Jego powierzchnia nie jest dokładnie znana, ze względu na swą fizjonomię – niezliczone wyspy i wszechobecne morze. Na zachodzie znajduje się Pacyfik, następnie wyspy i w końcu pasma górskie, raz lodowcowe, raz wulkaniczne, będące częścią And. Wiatr wiejący głównie z zachodu i znajdujący się pod wpływem frontu polarnego przynosi zimno i częsty deszcz. Droga, w większej części terenowa, miejscami w trakcie asfaltowania, zajmie nas na około 1200 km, czyli 7 dni. Przejeżdżamy przez piękne lasy (w których mimo zimna żyją też papugi!), przez soczyście zieloną i bogatą roślinność, wzdłuż fiordów, lodowców i jezior, uzupełniamy zapasy wody w górskich strumieniach i wodospadach.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Pewnego dnia płyniemy małym rybackim statkiem razem z nowo poznanymi Chilijczykami, z którymi sympatyzujemy i spędzamy wieczór, zobaczyć „Marmurową Katedrę”. Chodzi o wielki niebiesko-szaro-biały blok marmuru rzeźbiony nieustannie przy swej podstawie przez fale na jeziorze Carrera tworzące liczne marmurowe kolumny i tunele.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Dzień później odnajdujemy naszych znajomych „chajekat”, szczęśliwych z posiadania nowej przedniej szyby (mimo że plastikowej). Spędzamy razem kilka godzin podczas których Julien pomaga Jérôme (z sukcesem) odpowietrzyć system hamulców, który odmówił posłuszeństwa.
W Coyhaique, jedynym większym mieście uzupełniamy zapasy żywności i korzystamy z ładnej pogody próbując wycieczkę w góry. Niestety nie udaje nam się odnaleźć szlaku prowadzącego na szczyt…
Innego dnia w małym rybackim porcie (Puerto Cisnes) udaje nam się w końcu kupić rybę! (na południu Chile, mimo ze ryb jest dużo, trudno jest coś dostać, ponieważ wszystko hurtem przeznaczone jest na eksport…). Wybieramy najdroższą – „congrio” (węgorz) za niecałe 2€ za kilo! Następnie korzystamy ze źródeł ciepłej wody – region jest wulkaniczny – kąpiąc się (albo raczej przesiadując) w termach municypalnych „Amarillo”, miejscu bardzo sympatycznym i prostym, pozwalającym na poznanie innych wakacyjnych turystów z Chile i Argentyny.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

25 kilometrów dalej znajduje się miasto Chaiten, a raczej to co z niego pozostało po erupcji wulkanu o tej samej nazwie w 2008 roku. Większość mieszkańców opuściła miasteczko, pozostali posprzątali i odkopali pokryte wulkanicznym popiołem ulice i domy… Stosy tego popiołu nadal widoczne są w Chaiten, a także wzdłuż drogi australnej, której północna część została zniszczona i jak na razie nadal jest zamknięta, jak również park Pumalin, który mieliśmy w programie. Część tego popiołu wylądowała nawet po drugiej stronie Ameryki Południowej, na argentyńskim wybrzeżu Atlantyku! Rząd chilijski odciął elektryczność i wodę, chcąc by wszyscy opuścili Chaiten, ponieważ nadal aktywny wulkan jest niebezpieczny i w każdej chwili może na nowo i bez uprzedzenia wybuchnąć. Mieszkańcy jednak stawiają opór i próbują uaktywnić miasteczko, jak na razie bez większego sukcesu.
Dalej kontynuujemy więc statkiem. Zupełnym przypadkiem odnajdujemy naszych chilijskich znajomych poznanych kilka dni wcześniej. Znów płyniemy wspólnie, lecz tym razem nie 1,5, lecz 8 godzin!

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Po przybyciu do celu spędzamy noc w Hornopirén (w dosłownym tłumaczeniu: śnieżny piec) położonego nad fiordem i u podnóża kolejnego wulkanu. Chcemy kupić rybę, ale jak zwykle – w tym uroczym rybackim miasteczku nie ma sklepu rybnego. Pytamy jednak parę siedzącą na ławce na głównym placu: „dobry wieczór, gdzie można kupić rybę na dziś wieczór?”. Osoba ta dzwoni do znajomej i kilka minut później jesteśmy u niej w domu. Wychodzimy z 4 filetami morszczuka już przygotowanego w panierce. Gloria nie jest handlowcem i sprzedaje nam rybę za „co łaska”. Mamy jedynie banknot 10.000 pesos (=13€) i kilka monet. Bierze monety, równowartość 50 cts€. Jest pyszna!

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile
Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Następnego dnia jedziemy wzdłuż ujścia rzeki do morza do Cochamo, znów rybackiego miasteczka malowniczo położonego nad wodą i w pobliżu innego wulkanu. Droga jest przepiękna, przypominająca trochę tę nad jeziorem Carrera.

Camino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w ChileCamino austral, czyli droga australna w Chile

Po kilku kolejnych kilometrach terenowej drogi opuszczamy „camino austral” i odnajdujemy asfalt i cywilizację…

Kontynentalny lodowiec Patagonii

styczeń 16th, 2010 4 komentarze
PHP Error: Non-static method xmlgooglemaps_helper::getFileModifiedDate() should not be called statically, assuming $this from incompatible context in /home/toulao/www/wp-content/plugins/xml-google-maps/xmlgooglemaps_gpxParser2.php at line 63