Archiwum

Posty oznaczone ‘mine’

Z Altiplano do dżungli

wrzesień 27th, 2009 3 komentarze

Po 24 godzinach spędzonych u mechanika, nowy amortyzator jest w końcu na miejscu. W Boliwii nie ma części do Fiata, musieliśmy kupić uniwersalny amerykański amortyzator, przeksztalcić nieco u spawacza i dopiero zamontować. Wyjeżdżamy z La Paz wieczorem, zatrzymujemy się na noc 30km dalej, tuż za bramką na „autostradę” (zwykła droga tyle, że płatna i z dziurami), gdzie policjanci zapewniają nas, że jest najbezpieczniej.

Nastepnego dnia rano jedziemy w stronę Potosi, zatrzymując się najpierw w Oruro, jednym z największych miast Boliwii, nie zbyt ciekawym, nie zostajemy więc  tu długo. Jedziemy dalej i na noc zatrzymujemy się w Tarapaya (ok 25km przed Potosi). Noc jest spokojna i ciepła. Rano, po wielu dopytywaniach o drogę, znajdujemy lagune z ciepłą (35°C!) wodą. Jak tłumaczy nam pani strażnik, jest to krater nieaktywnego od dawna wulkanu wypełniony wodą. Ostrzega, że jest głęboko, nawet przy brzegu nie mamy gruntu, zagospodarowane są jedynie 3 wejścia (wyjścia) z jeziorka i że im bliżej środka laguny, tym woda gorętsza. Kąpiel jest niesamowicie przyjemna, oprócz nas jest kilku Boliwijczyków z okolicy. Jest spokojnie i milo, spędzamy tu całe przedpołudnie. I korzystając z okazji – z ciepłej wody, robimy kolejne pranie.

Potosi (3900-4100 mnpm)

Kiedyś bardzo bogate miasto. W 1650 roku, z populacją 160.000 mieszkańców, stanowiło największe miasto obu Ameryk i jedno z najważniejszych aglomeracji na świecie. Wszystko dzięki Cerro Rico (bogatej górze), w której znajduje się nadal aktywna kopalnia srebra. Świetność, która przejawia się w ogromnej ilości przepięknych kościołów (niestety są zamknięte i nie możemy wejść do środka, trzeba by poczekać do niedzieli, kiedy odbywają się msze), w dopracowanych barokowych fasadach, stanowi już niestety przeszłość. Zwiedzamy Casa de la Moneda, czyli mennicę, wybudowaną w 1527 roku. Przewodnik oprowadza nas po różnych salach, gdzie możemy podziwiać wszystkie rodzaje monet boliwijskich (i hiszpańskich z okresu konkwistadorów), sprzęty i maszyny mniej lub bardziej „nowoczesne”, różnorakie kamienie pochodzące z Cerro Rico, a także mumie hiszpańskich dzieci (pochodzących z cmentarza jednego z kościołów), zakonserwowanych w soli, które mają jeszcze miejscami skórę!

Następnego dnia rano jedziemy zwiedzać kopalnię srebra w Cerro Rico. Jak powiedziała nam przewodniczka góra ta zmalała 300m na skutek nieprzerwanej 500-letniej eksploatacji! Przeryta jest wzdłuż i wszerz, niezliczoną ilością tuneli, mniej lub bardziej wąskich. Kopalnia nadal jest aktywna i wizyta odbywa się w miejscu, gdzie pracują górnicy i nie jest typowym zwiedzaniem, lecz raczej spotkaniem z ludźmi tam pracującymi w nieludzkich warunkach. Jeśli chodzi o względy bezpieczeństwa… wątpliwe. Zaczynamy od demonstracji wybuchu dynamitu! (na szczęście na zewnątrz!) W Potosi dynamit jest legalny, każdy może go kupić, nawet dziecko. Później kierujemy się ku jednemu z wejść do kopalni. Przeciskamy się przez niskie, wąskie tunele, na szczęście mamy kaski, lampy, żółte uniformy i kalosze. Na początku jest zimno, potem, im bardziej wgłąb, gorąco (ok 30°C). Idziemy wzdłuż torów, po których górnicy (często dzieci!, 13-14 lat!) pchają ciężkie wagony z minerałami, od czasu do czasu musimy szybko usuwać się z drogi (po bokach nie ma dużo miejsca), żeby uniknąć zmiażdżenia przez ciężki, rozpędzony wagon. Górnicy pracują tu na własną rękę. To, co wydobedą, potem sprzedają prywatnym przedsiębiorcom, którzy dobrze zarabiają w przeciwieństwie do górników… Podobno zdarza się, że pracuja 24h bez przerwy… Sprzęt i warunki pracy nie zmieniły się od epoki konkwistadorów (jedyną nowością jest dynamit). Opowiadając nam o tym wszystkim, nasza przewodniczka, wcześniej bardzo wesoła i pełna życia, ma łzy w oczach. Zna wielu z nich z imienia. Tuż przed kopalnią znajduje się małe „górnicze” targowisko, gdzie kupiliśmy napoje, kokę i papierosy z koki, które po kolei rozdajemy napotkanym górnikom. Koka ma właściwości znieczulające. Kiedy się ją żuje lekko drętwieje szczęka (jak po znieczuleniu u dentysty), następnie usypia się żołądek. Dzięki niej nie odczuwa się zmęczenia, głodu, ani pragnienia.

We wnętrzu góry jest wiele figur „boga” kopalni – El Tio – któremu górnicy składają ofiary (liście koki, papierosy, alkohol 95%, który sami też piją!), żeby nad nimi czuwał i pomógł znaleźć dużo srebra. Nazwa El Tio pochodzi od Hiszpan. To oni wymyślili tego boga (jako, że w andyjskich wierzeniach jest wielu bogów, pomyśleli, iż należy też wymyślić takiego, który odpowiadać będzie za kopalnie). W języku quechua litera D nie istnieje i tak z El Dio (bóg) powstał El Tio (wujek).

Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli

Sucre (2750 mnpm)

Zwane białym miastem przez swoją czystość (rzeczywiscie to najczystsze z boliwijskich miast i z koszami na śmieci!) oraz przez coroczne odmalowywanie ścian budynków na biało. Urocze, ale bardzo turystyczne. Niedaleko Sucre znajduje się Tarabuco, gdzie co niedzielę odbywa się targ lokalnego artyzanatu głównie ręcznie robionych materiałów. Podobno jest to lokalna tradycja, ale wydaje się jakby targowisko organizowane było pod licznych turystów… Zjeżdżając z drogi do Tarabuco w polną ścieżkę dojeżdżamy do wzniesienia Kha Kha zamieszkanego przez kondory.

Kilka kilometrów od Sucre znajduje się Cal Orck’o – ściana 5OOm wysoka i 1500m długa, na której odnajdujemy ok 5000 śladów 150 różnych gatunków dinozaurów! Kiedyś było tu jezioro, nad które regularnie chodziły dinozaury, a prawie pionowa ściana była wtedy pozioma. Widzimy na przykład krzyżujące się ślady mięsożernego dinozaura z roślinożernym, po tym spotkaniu ślady mięsożernego kontynuują, roślinożernego znikają…

Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli

Cochabamba (2500 mnpm)

W drodze do Cochabamba, w czasie przydrożnego biwaku rozpętuje się w oddali burza. Nic nie słyszymy, widzimy jedynie pioruny i błyskawice w oddali. Burza zbliża się w naszym kierunku, jednak nie dociera, nawet deszcz nie pada. Niesamowity spektakl trwa całą noc.

Cochabamba z około 750 000 mieszkańców jest trzecim co do wielkości miastem Boliwii. Miasto jest przyjemne, z dużą ilością zieleni i wielkim targowiskiem (La Cancha) zajmującym kilkadziesiąt ulic. Jest to również najlepsze miejsce w Boliwii do latania na paralotni. Wieczorem w dniu naszego przyjazdu Christian (www.parapente-bolivia.com) oprowadza nas po licznych barach centrum. Następnego dnia rano (po południu wiatr jest zbyt silny) jedziemy razem latać (tzn Julien i Christian latają, warunki nie są odpowiednie na tandem). Po południu jedziemy więc do mechanika (tym razem jedynie wymiana oleju), następnie do „ferrateria” (z różnorodnymi metalicznymi częściami), żeby „udoskonalić” samochód (tylne drzwi pod wpływem ciężaru rowerów i przez wyboiste drogi trochę się zdeformowały). Hugo, właściciel sklepu, jest bardzo miły i pomaga nam wprowadzić modyfikacje. Kończy się na wspólnym wieczorze z  całą jego rodziną i noclegu w ich domu!

Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli

Villa Tunari (290 mnpm!)

W drodze do Santa Cruz, na wschodzie Boliwii, po wdrapaniu się na przełęcz na 3400 mnpm zaczyna się niekończący się zjazd w amazońską część kraju. Pierwsze ważniejsze miasto strefy podrównikowej nazywa się Villa Tunari i znane jest głownie z tropikalnych upałów, a także z upraw koki i przemytników narkotyków. Zatrzymujemy się poza miastem, w El Puente, niedaleko małego „górskiego” strumienia z licznymi „pozas”, czyli wyrzeźbionymi przez spływającą z gór wodę „studzienkami”, przeznaczonymi do kąpieli! Mogłoby to być jedno z piękniejszych miejsc na wypoczynek gdyby nie mini muszki i komary, które gryzą okrutnie! Niedaleko El Puente znajduje się także Parque Machia, park-schronisko dla maltretowanych lub okaleczonych zwierząt. Są tam różne gatunki małp (które wskakują na plecy, kradną kapelusze, obszukują kieszenie, itp), różnorodne papugi, tukany, a także pumy i tygrysy! (tych dwóch ostatnich nie widzieliśmy…)

Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli
Z Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungliZ Altiplano do dżungli

Pustynia Atacama

sierpień 25th, 2009 2 komentarze

Kontynuujemy naszą podróż na północ zatrzymując się najpierw w Antofagascie, drugim co do wielkości mieście Chile (ok 300.000 mieszkańców). Noc spędzamy przy pobliskim Monumento Natural de la Portada, gdzie turystów przyciąga naturalny, rzeźbiony przez wiatr i ocean, wulkaniczny luk. Julien znów lata 🙂

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama

Następnego dnia kierujemy się w stronę Calamy, przekraczamy równoleżnik koziorożca. Po drodze mijamy kilkadziesiąt opuszczonych miasteczek górniczych. Jesteśmy w środku pustyni, słońce piecze. Zwiedzamy jedno z nich, najlepiej zachowane, Oficina Chacabuco.
Oficina oznacza miasto górnicze. Przez wiele lat w większości niemieckie zakłady wydobycia azotanu sodu (saletra chilijska) stworzyły tu prawdziwe komuny. Dla personelu opuszczenie miasta było bardzo problematyczne, po pierwsze ze względu na pustynną lokalizację, po drugie ponieważ płacono w „fichas”, czyli bonach mających wartość jedynie w sklepach danego miasteczka i zarządzanych przez właściciela kopalni. Produkty codziennego użytku były bardzo drogie, w ten sposób właściciel mógł maksymalnie wykorzystać personel w celu największego wydobycia. Taki system trwał do 1924 roku, kiedy to rząd zakazał „fichas” i zobowiązał zakłady górnicze do opłacania personelu w obowiązujacej walucie.
175 miasteczek, wszystkie odizolowane od normalnych miast, otoczone były wysokimi murami z jedną bramą wjazdową. Kontroli tranzytu dokonywała często brutalna milicja zakładowa, która tak na prawdę tu rządziła.
Dyktatura Pinocheta wykorzystała to odizolowanie by przekształcic kilka z tych miast w więzienia polityczne. Na przykład część Chacabuco stała się tego typu więzieniem po zamachu stanu pomiędzy wrześniem 1973 a grudniem 1974. Nadal otoczona jest polem minowym. Podczas II Wojny Swiatowej część instalacji została zdemontowana w celu odzysku żelaza na potrzeby wojska.

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia Atacama

Calama (130 000 mieszkancow, 2750 mnpm), miasto znajduje sie w centrum pustyni. W 1951 koryto rzeki Salado zostało zmienione na potrzeby kopalni dzięki czemu ziemie Calamy sa żyzne, a miasto zielone.
Przyjeżdżamy tu w środę 12 sierpnia po południu i zapisujemy się na zwiedzanie pobliskiej kopalni rudy miedzi dnia następnego. Noc spędzamy obok geoglifow Chug Chug po części rozdeptanych, ponieważ każdy może wejść na wzgórza, na których się znajdują…

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama

Kopalnia Chuquicamata (3800 mnpm) – największa kopalnia rudy miedzi pod gołym niebem na świecie należąca do Codelco (cooperative del cobre). Imponujących rozmiarów dziura (5km długości, 3km szerokości i 1km głębokości) ze stosami ziemi wokół, tak dużymi, że zaczęły zasypywać miasteczko Chuquicamata. Mieszkańcy zostali przelokowani do niżej położonej Calamy. By kopalnia mogła funkcjonować, na wybrzeżu w oddalonej o 140 km Tocopilla zainstalowano centralę energetyczną. Kilka linii wysokiego napięcia przecina pustynię, by dostarczyć kopalni prąd. W wydobywanej ziemi znajduje się wyjątkowo wysokie stężenie (do 1%) miedzi. Wizyta trwa około godziny, odbywa się w autobusie zakładu komentowana po angielsku i hiszpańsku, wychodzimy jedynie by zobaczyć największą dziurę.
Kopalnie Chuquicamata możemy zobaczyć w filmie „Dzienniki motocyklowe” opowiadającym historię Che Guevara!

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia Atacama

Po południu jedziemy do San Pedro de Atacama (2410 mnpm), małego, lecz niestety bardzo turystycznego miasteczka o wąskich, niebrukowanych uliczkach. Przejeżdżamy przez Vale de la Luna (księżycowa dolina), gdzie zatrzymujemy się na noc. Następnego dnia rano zwiedzamy raz jeszcze Vale de la Luna i docieramy w końcu do San Pedro de Atacama. Nie zostajemy tu długo, dowiadujemy się w licznych agencjach turystycznych co i gdzie mozna robić. Późnym popołudniem jedziemy zobaczyć Salar de Atacama (nie jest biały, lecz brązowy, gdyż wiatr nanosi ziemie, o nierównej powierzchni – wytyczone są drogi i ścieżki, inaczej nie można by się po nim poruszać) i Lagunę Chaxa z różowymi flamingami (w środku solniska). Tutaj spędzamy następną noc.

W sobotę próbujemy wjechać samochodem na 4300 mnpm zobaczyć Lagunas Altiplanicas. Niestety na 4070 mnpm nasz kamper zatrzymuje się i nie chce dalej ruszyć. Brakuje tlenu w powietrzu. Zostawiamy więc samochód i kontynuujemy pieszo, a potem złapanym na stopa jeepem. Krzyżuje nam to jednak plany, ponieważ wiele miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć znajduje się powyżej 4000 m, jak np gejzery Tatio, z których narazie rezygnujemy. Decydujemy się za to na zorganizowaną, 4-dniową wycieczkę do Boliwii.

Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama
Pustynia AtacamaPustynia AtacamaPustynia Atacama