Boliwia (region Sud Lipez i Salar de Uyuni)
Pierwszy dzień
W poniedziałek 17 sierpnia rano jedziemy busem do granicy chilijsko-boliwijskiej. Jest nas 18 osób, wszyscy w mniej więcej podobnym wieku. Tam, po dokonaniu formalności granicznych Boliwii (chilijska kontrola graniczna znajduje się w San Pedro) i śniadaniu, przesiadamy się w 3 boliwijskie jeepy. Jest zimno, wieje wiatr, jesteśmy na ok 4300 mnpm. W naszym jeepie oprócz nas są trzej francuzi Laure, Blanche i Vincent, angielka Abby, kierowca Alejandro oraz kucharka Nati. Tworzymy zgraną ekipę. Słońce mocno świeci, widoki zapierają dech. Przejeżdżamy obok Lagunas Blanca (biała), Verde (zielona) i Chalviry. Przy tej ostatniej znajdują się gorące źródła i zewnętrzne termy (Polques), w których się pluskamy. Fantastyczne! Woda ma ok 35°C, powietrze 5°C. Momentami wydaje się za ciepła.
Następnie jedziemy zobaczyć pustynię Salvador Dali (nazwaną tak od jego obrazu, on jednak nigdy tu nie był) i gejzery Sol de Manana (4900 mnpm). Alejandro mówi, że ta błotnisto-gliniana, bulgocząca maź to lawa. Śmierdzi siarką, a tabliczki ostrzegają : ryzyko śmierci, wysoka temperatura. Po tych wszystkich atrakcjach docieramy do pierwszego schroniska nad Laguną Colorada. Liche okna, dach z falistej blachy, brak ogrzewania. Na szczęście toalety są czyste (oczywiście bez prysznicy). Prąd jest do godziny 22. Kładziemy się więc wcześnie spać, ubrani we wszystko co mamy, pod 6 kocami i z 3 butelkami z gorącą wodą, które podrzucił nam Alejandro (podobno bywa, że temperatura w pomieszczeniu spada do -20°C w nocy!). W efekcie jest nam za gorąco i w ciemnościach po kolei zrzucamy z siebie warstwy odzieży. Straszna noc. Nie możemy spać ze względu na wysokość (4200 mnpm). Drzemiemy trochę nad ranem, ale gdy dzwoni budzik wszyscy z ochotą wyskakują z łóżek.
Drugi dzień.
Zaczynamy od Laguny Colorada (kolorowa, ale głównie różowo-czerwona) ze śpiącymi jeszcze różowymi flamingami. Niesamowite kolory! Aż trudno uwierzyć, że naturalne! Następnie w programie Arbol de Piedra (skała w formie drzewa powstała w skutek erozji piasku i wiatru) oraz 4 wysokogórskie jeziora : Lagunas Honda, Chearcota, Hedionda, Canapa. Wszystkie piękne, różne, w większości z różowymi flamingami. Wieczorem przyjeżdżamy do kolejnego schroniska (Hotel del Sal) położonego na obrzeżach solniska Uyuni. Zbudowane jest w całości z soli! Jedynie obszerny dach jest z falistego plastiku – chroni budynek przed roztopieniem się podczas deszczu. Meble to też solne bloki, a podłoga solny żwir. Jest przytulnie. Nadal brak ogrzewania, lecz tym razem ciepły prysznic (do 21h30)! Nareszcie dobrze śpimy.
Trzeci dzień
Solnisko Uyuni (3600 mnpm). Jest ogromne! To największa pustynia soli na świecie. Rozciąga się na obszarze ok 12000 km², grubość warstwy soli wedlug Alejandro waha się od 20cm do 3 m (według innych źródeł do 20, a nawet do 300 m…). Nareszcie gładka powierzchnia – nie trzęsie podczas jazdy! Zatrzymujemy się obok solnych cegieł. W tej części solniska zakazane jest wycinanie bloków soli, jesteśmy jednak w Boliwii, każdy robi, co chce, nikt nikogo nie kontroluje. Przemysł solny możliwy jest z drugiej strony, przy miasteczku Colchani, jedynie za pomocą metod tradycyjnych (ręcznie, nie maszyną!).
Następnie kierujemy się w stronę wyspy Inca Huasi porośniętej wielkimi kaktusami. Najwyższy z nich Cactu Milenario (niestety umarł w 2007 roku) ma 12 m, ze średnią wzrostu 3cm na rok! Po około 30 latach od śmierci kaktusa, jego wnętrze przekształca się w drewno (z którego zrobione są ławki i kosze na śmieci na wyspie!).
Docieramy w końcu na obrzeża Colchani, gdzie ludzie legalnie pracują przy wydobyciu soli. Tuż obok znajdują się „oczy solniska”, miejsce, w którym woda mieszcząca się pod solnskiem wydobywa się na powierzchnię. Stamtąd kierujemy się do miasta Uyuni, gdzie dla większości grupy podróż sie konczy. My wracamy do San Pedro po samochód! Najpierw jednak zbaczamy z drogi na cmentarz pociągów – zbiorowisko starych, zardzewialych lokomotyw parowych.
Uyuni – małe, szare i biedne miasteczko z typową ludnoscią. Czujemy się dziwnie, jesteśmy inni. Wieczorem wyruszamy z innym kierowca w podróż powrotna. Ok 22 docieramy do ostatniego schroniska (podobnego do pierwszego), szybka kolacja i do łózka ponieważ o 4h30 jedziemy dalej. Jest zimno. O 9 rano dnia następnego jesteśmy znów na granicy, gdzie czeka na nas bus do San Pedro.
W ciągu tych 3 dni widzieliśmy wiele wigoń – zwierzę z rodziny lamowatych, kilka lisów i całe mnóstwo ptaków, przejechaliśmy ok 1000 km.