Asfaltowe drogi są w dobrym stanie nawet na 4800 mnpm. Po kilku godzinach spędzonych na płaskowyżu pustyni Atakama, odnajdujemy znane nam już miasteczko San Pedro de Atacama, ponad 2000 metrów niżej. Najbardziej niesamowite jest to, że droga zjeżdża prawie w linii prostej, czyli stromo w dół!
Korzystając z ciepłej, letniej pogody jedziemy się kąpać w lagunie Cejar, po środku salaru Atakama. Odnalezienie jej jest łatwe: dojechać do jedynego samotnego drzewa na środku salaru i stąd ścieżka sama zaprowadzi… Woda laguny zawiera wysokie stężenie soli. Lewituje się na jej powierzchni, tak jak, wyobrażam sobie, na Morzu Martwym! Na drugim planie rysuje się majestatyczny wulkan Licancabur, u jego stóp stroma droga prowadząca na płaskowyż Atakama i „brama wjazdowa” na boliwijską pustynię Sud Lipez przywołujące miłe wspomnienia z początku podróży.
Szybciutko przemieszczamy się na wybrzeże, do Iquique, mekki paralotniarstwa południowo-amerykańskiego, gdzie już też byliśmy. Warunki do latania są nadal równie dobre, a nawet lepsze!
Pod koniec tego sezonu „Flypark” Phillip’a nie jest pusty. Odnajdujemy Alain (Szwajcar) i Alejandro (Chilijczyk), którzy tu mieszkają na stałe oraz poznamy Katryn (Austria), Stefan (Austria, również w podróży kamperem), Maartens (Belgia, Flamandczyk), Heath (USA), Jeremy (Kanada), Guillaume (Francja) i Fabi (Szwajcaria, Freiburg – niedaleko od Strasbourga!). Z całą wesołą ekipą latamy, spędzamy wspólne wieczory, jemy upolowanego na targu rybnym rekina i jedziemy pod koniec pobytu do Pisagua.
Pisagua to małe miasteczko rybackie, należące do Peru przed „wojną Pacyfiku”. Później, w latach 70-tych podczas dyktatury Pinocheta zostało przekształcone w obóz koncentracyjny dla sprzeciwiających się reżimowi… Wiele ciał ludzi, którzy tajemniczo „zniknęli” zostało tu później odnalezionych. Było idealnym miejscem, gdyż położonym na odludziu (40 km przez pustynię od głównej i jedynej drogi) oraz dostępne drogą morską. Obecnie Pisagua jest znów małym spokojnym miasteczkiem z kilkoma ruinami ładnych kolonialnych budynków, dwoma lądowiskami dla helikopterów i „drewnianym” cmentarzem. Dla nas Pisagua to kolejne wspaniałe miejsce do latania, daleko od cywilizacji, nad oceanem, z wielkimi wydmami i lwami morskimi.
Zegnamy naszych nowych przyjaciół, którzy wracają do Iquique, my jedziemy dalej na północ, do Arica, gdzie spędzamy noc na plaży kitesurferow (playa corrazones), która również uczęszczana jest przez paralotniarzy, kiedy wiatr jest odpowiedni…
Z Arica już tylko kilkanaście kilometrów do granicy i jesteśmy w Peru!