Pustynia Atacama
Kontynuujemy naszą podróż na północ zatrzymując się najpierw w Antofagascie, drugim co do wielkości mieście Chile (ok 300.000 mieszkańców). Noc spędzamy przy pobliskim Monumento Natural de la Portada, gdzie turystów przyciąga naturalny, rzeźbiony przez wiatr i ocean, wulkaniczny luk. Julien znów lata 🙂
Następnego dnia kierujemy się w stronę Calamy, przekraczamy równoleżnik koziorożca. Po drodze mijamy kilkadziesiąt opuszczonych miasteczek górniczych. Jesteśmy w środku pustyni, słońce piecze. Zwiedzamy jedno z nich, najlepiej zachowane, Oficina Chacabuco.
Oficina oznacza miasto górnicze. Przez wiele lat w większości niemieckie zakłady wydobycia azotanu sodu (saletra chilijska) stworzyły tu prawdziwe komuny. Dla personelu opuszczenie miasta było bardzo problematyczne, po pierwsze ze względu na pustynną lokalizację, po drugie ponieważ płacono w „fichas”, czyli bonach mających wartość jedynie w sklepach danego miasteczka i zarządzanych przez właściciela kopalni. Produkty codziennego użytku były bardzo drogie, w ten sposób właściciel mógł maksymalnie wykorzystać personel w celu największego wydobycia. Taki system trwał do 1924 roku, kiedy to rząd zakazał „fichas” i zobowiązał zakłady górnicze do opłacania personelu w obowiązujacej walucie.
175 miasteczek, wszystkie odizolowane od normalnych miast, otoczone były wysokimi murami z jedną bramą wjazdową. Kontroli tranzytu dokonywała często brutalna milicja zakładowa, która tak na prawdę tu rządziła.
Dyktatura Pinocheta wykorzystała to odizolowanie by przekształcic kilka z tych miast w więzienia polityczne. Na przykład część Chacabuco stała się tego typu więzieniem po zamachu stanu pomiędzy wrześniem 1973 a grudniem 1974. Nadal otoczona jest polem minowym. Podczas II Wojny Swiatowej część instalacji została zdemontowana w celu odzysku żelaza na potrzeby wojska.
Calama (130 000 mieszkancow, 2750 mnpm), miasto znajduje sie w centrum pustyni. W 1951 koryto rzeki Salado zostało zmienione na potrzeby kopalni dzięki czemu ziemie Calamy sa żyzne, a miasto zielone.
Przyjeżdżamy tu w środę 12 sierpnia po południu i zapisujemy się na zwiedzanie pobliskiej kopalni rudy miedzi dnia następnego. Noc spędzamy obok geoglifow Chug Chug po części rozdeptanych, ponieważ każdy może wejść na wzgórza, na których się znajdują…
Kopalnia Chuquicamata (3800 mnpm) – największa kopalnia rudy miedzi pod gołym niebem na świecie należąca do Codelco (cooperative del cobre). Imponujących rozmiarów dziura (5km długości, 3km szerokości i 1km głębokości) ze stosami ziemi wokół, tak dużymi, że zaczęły zasypywać miasteczko Chuquicamata. Mieszkańcy zostali przelokowani do niżej położonej Calamy. By kopalnia mogła funkcjonować, na wybrzeżu w oddalonej o 140 km Tocopilla zainstalowano centralę energetyczną. Kilka linii wysokiego napięcia przecina pustynię, by dostarczyć kopalni prąd. W wydobywanej ziemi znajduje się wyjątkowo wysokie stężenie (do 1%) miedzi. Wizyta trwa około godziny, odbywa się w autobusie zakładu komentowana po angielsku i hiszpańsku, wychodzimy jedynie by zobaczyć największą dziurę.
Kopalnie Chuquicamata możemy zobaczyć w filmie „Dzienniki motocyklowe” opowiadającym historię Che Guevara!
Po południu jedziemy do San Pedro de Atacama (2410 mnpm), małego, lecz niestety bardzo turystycznego miasteczka o wąskich, niebrukowanych uliczkach. Przejeżdżamy przez Vale de la Luna (księżycowa dolina), gdzie zatrzymujemy się na noc. Następnego dnia rano zwiedzamy raz jeszcze Vale de la Luna i docieramy w końcu do San Pedro de Atacama. Nie zostajemy tu długo, dowiadujemy się w licznych agencjach turystycznych co i gdzie mozna robić. Późnym popołudniem jedziemy zobaczyć Salar de Atacama (nie jest biały, lecz brązowy, gdyż wiatr nanosi ziemie, o nierównej powierzchni – wytyczone są drogi i ścieżki, inaczej nie można by się po nim poruszać) i Lagunę Chaxa z różowymi flamingami (w środku solniska). Tutaj spędzamy następną noc.
W sobotę próbujemy wjechać samochodem na 4300 mnpm zobaczyć Lagunas Altiplanicas. Niestety na 4070 mnpm nasz kamper zatrzymuje się i nie chce dalej ruszyć. Brakuje tlenu w powietrzu. Zostawiamy więc samochód i kontynuujemy pieszo, a potem złapanym na stopa jeepem. Krzyżuje nam to jednak plany, ponieważ wiele miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć znajduje się powyżej 4000 m, jak np gejzery Tatio, z których narazie rezygnujemy. Decydujemy się za to na zorganizowaną, 4-dniową wycieczkę do Boliwii.
Bon ben à l’heure où je m’apprête à reprendre le boulot… Je suis encore plus déprimée en voyant vos photos… Qu’est ce que j’aurais aimé être avec vous et partager ce voyage de folie ! Je vous dirai toujours la même chose : profitez en, vous savez (pas) la chance que vous avez ! Gros bisous
Hélène, je crois qu’ils savent la chance qu’ils ont. 🙂 Quand t’es devant des paysages ainsi, que tu fais des rencontres, que tu as une autre culture et mentalité, tu ne peux que t’exalter: ha… que j’ai de la chance de vivre ça.
Mais eux, contrairement à beaucoup de gens qui ne font que rêver ou placer leurs priorités ailleurs, ils l’ont fait! Faut avoir la volonté et la vraie envie.