Asalto w Kolumbii
Tego wieczora wsiądziemy w nocny autobus z Cartageny do Bucamarangi, odległej o 15 godzin drogi. Będzie to bardzo złe doświadczenie…
Na wyjeździe z miasta Barranquilla (ostatni przystanek podróży, opuszczamy też wybrzeże) wsiadają 2 nowe osoby. 20 minut później jeden z nich grozi kierowcy przykładając broń do skroni i zmusza go do zatrzymania się, by 5 innych koleżków bandytów mogło wsiąść do autobusu. Scena jak z filmu: krzyki, panika, chowanie wszystkiego pod siedzenia, wbiegają mężczyźni w kominiarkach i z bronią w ręku… Kierowca musi jechać dalej, jeśli ich nie posłucha – zabiją go. Podczas 15 minut jazdy (które wydają się trwać o wiele dłużej) bandyci okradają wszystkich pasażerów, opróżniają wszystkie torby, zrywają zegarki, pierścionki, bezwstydnie nas przeszukują. Kradną nam wszystko: pieniądze, kartę kredytową, aparat fotograficzny, komputer, okulary słoneczne, wszystkie dokumenty poza paszportami…
Mieliśmy szczęście, nikogo nie pobili, nie zgwałcili i nie zabili, że nie zostaliśmy wywiezieni w jakąś polną drogę i nie opróżnili luków bagażowych. Mamy więc wszystkie ubrania, zewnętrzny dysk ze zdjęciami i paralotnie!
Jeśli chcecie zobaczyć, jak to jest, gdy się nie a tyle szczęścia, oto artykuł, który mówi o asalto (napadzie z bronią w ręku) na autobus w Hondurasie, 30 lipca 2010…
http://www.jamolandia.com/html/noticias/colon_tres_muertos_asalto_bus.htm
Szok jest duży i nie rozumiemy dlaczego przydrożna policja, której kierowca doniósł o tym zdarzeniu w 5 minut po opuszczeniu przez delikwentów autobusu, nie mogła nic dla nas zrobić, nie chciała nawet spisać naszych zeznań i przyjąć skargi! Wydaje się, że nie ma sensu tego robić. Kolumbijczycy są bardzo fatalistyczni i nie robią nic, by coś zmienić. Może to ze strachu? W Kolumbii, jak również na całym kontynencie południowoamerykańskim, jest wiele sprzeczności co do bezpieczeństwa. Z jednej strony wszechobecni policjanci, którzy na przykład wsiedli do autobusu na samym początku podróży, jeszcze w Cartagenie, by sfilmować wszystkich pasażerów i z drugiej, autobus zatrzymujący się w wątpliwej dzielnicy na obrzeżu miasta (tzw. „falla”), żadnej kontroli, czy ktoś wnosi broń ostrą na pokład, podczas gdy na dworcu dowiemy się, iż taka sama agresja zdarzyła się miesiąc temu, na tej samej linii i o tej samej godzinie…
Jedna dziewczyna, Kolumbijska, przesympatyczna, która również jechała tym nieszczęsnym autobusem, pomogła nam złożyć skargę na policji (700km od miejsca zdarzenia w końcu ktoś nas przyjął…) i zażalenie w firmie Copetran, z której usług skorzystaliśmy – wynegocjowaliśmy darmową podróż w dwóch etapach do Bogoty – i później zaprosiła nas do domu swojego ojca, gdzie spędziliśmy kilka dni w rodzinie, w bardzo miłym towarzystwie.
W trójkę byliśmy jedynymi osobami, na ok 30 lokalnych podróżnych, które doniosły o tym zdarzeniu na policję!