Brazylia, alegria
Curitiba
Jedziemy do Curitiba do Vitora, Brazylijczyka polskiego pochodzenia, który w tym samym roku co ja przyjechał w ramach programu Erasmus do szkoły INSA w Strasburgu. Pogoda jest deszczowa, więc tym bardziej doceniamy komfort jego domu. W piątek wieczorem, praktycznie tuż po przyjeździe, jedziemy na przedmieścia na festiwal muzyczny „LupaLuna” (głownie grupy brazylijskie). Przed wyjściem bierzemy szybki prysznic. Jest to ważny punt programu, ponieważ po raz kolejny zapytano nas czy to prawda, że we Francji ludzie się nie myją… Ja zawsze podkreślam, że jestem Polką! Najśmieszniejsze są teorie wyjaśniające fakt niemycia się: jedni uważają, że woda jest zbyt droga i należy ją oszczędzać kosztem prysznica, inni, iż przy myciu niszczy się naturalną ochronę skóry przed zimnem! Ciekawe dlaczego dotyczy to Francji, w Polsce jest przecież zimniej!
A festiwal – jak kazdy inny europejski festiwal, standardowa organizacja, trzy sceny, bary z piwem… Kilka grup podoba nam się, zwłaszcza te, które grały na scenie pod namiotem chroniącym nas od deszczu ;o)
Curitiba jest najbogatszą regionalną stolicą Brazylii, w której podobno dobrze się żyje, z dużą ilością zieleni. Centrum nie jest zbyt ładne, znów wypełnione wieżowcami – biurowcami, z główną, pieszą ulicą.
Jaragua do Sul , Blumenau
Po weekendzie jedziemy dalej na południe w kierunku Jaragua do Sul, gdzie mieści się brazylijska fabryka paralotni marki SOL. Zwiedzamy zaplecze produkcyjne, panuje miła atmosfera. Próbujemy jeden z glajtów na pobliskim wzgórzu, gdzie André, szwajcarski projektant testuje swoje glajty i kupujemy używany tandem (10 lotów!), który zastąpi ten ukradziony na statku lub w porcie prawie 6 miesięcy temu…
Wyruszamy dalej tego samego dnia późnym popołudniem, ponieważ wzgórze, z którego można latać nie jest dostępne zwykłym samochodem. Nazwy miast tego regionu Brazylii brzmią znajomo: Blumenau, Muller, Breithaupt… pełno tu Niemców!
Florianopolis (Floripa)
Miasto utworzone w części na ladzie, w części na wyspie Santa Catarina i połączone mostem. Nie zwiedzamy go, jedziemy od razu na wschód wyspy, nad wybrzeże Atlantyku. Ocean wypełniony jest surferami. Pogoda jest średnia, wieje silny wiatr, fale są wielkie. Nie próbujemy nawet wejść do wody wiedząc z doświadczenia, że i tak nam się nie uda. Normalnie, kiedy jest ładnie, można latać nad tą piękna plażą. Julien startuje, lecz szybko ląduje, wiatr wieje z lądu, nie z morza.
Kawałek dalej na południe znajdują się wydmy i tereny zalewowe, tuż za nimi kolejna piękna i dużo większa plaża. Tym razem kąpiemy się (ostatni raz w Brazylii!) w dość chłodnej wodzie (ok 22°C) w porównaniu z ciężkim, gorącym powietrzem.
Foz do Iguazu (Brazylia), Puerto Iguacu (Argentyna) et Cidade de Leste (Paragwaj)
Uprzedzano nas: wodospady (lub „katarakty”) Iguazu są cudowne. I rzeczywiście tak jest, miejsce jest niesamowite, praktycznie nie da się tego opisać. Rzeka Iguazu o szerokości ponad1 kilometra spada nagle ze średniej wysokości 60m. Ogromna ilość wody przelewa się chaotycznie, z wielką siłą i hałasem pośród zieleni gęstego, tropikalnego lasu. Jest tu około 270 wodospadów spadających z ok 3 km skarpy. W tym momencie jest bardzo dużo wody, gdyż mocno padało i tak na prawdę widzimy mury wody, nie wierzę, że można je teraz zliczyć! Ten największy i najbardziej imponujący, „diabelskie gardło” jest praktycznie niewidoczny ze strony brazylijskiej, gdyż schowany za chmurą oparów wody rozbijającej się o skaliste dno. Jest to miejsce w kształcie podkowy, gdzie cały ten spektakl się rozpoczyna. Od strony argentyńskiej zbliżamy się do gardła na kilka metrów. Wrażenie jest niesamowite – przerażająca ilość wody i energii! Dna wodospadu oczywiście nie widzimy, nadal przez opary wody, które oprócz niezapomnianych wrażeń wizualnych, oferują nam także orzeźwiający prysznic!
Przed wyjazdem z Brazylii jedziemy jeszcze autobusem miejskim, a potem pieszo przez most – granice do Ciudad del Este w Paragwaju. Miasto jest straszne, przypomina wielki rynek Bema (dla Poznaniaków) – wszędzie stragany z tanim sprzętem elektronicznym i złej jakości ciuchami. Rozgardiasz, pełno ludzi, sprzedawców usilnie szukających potencjalnych klientów oraz samochodów (bo oczywiście ulica nie jest piesza). Jest tu znacznie taniej, Brazylijczycy (Argentyńczycy zresztą tez) chętnie przyjeżdżają na zakupy, zwłaszcza teraz, przed świętami. Kupujemy wentylator do samochodu (od dawna już o nim marzymy!) i szybciutko wracamy na druga stronę rzeki, do „cywilizowanego” świata.
Podsumowując Brazylia bardzo nam się podobała. Brazylijczycy są bardzo mili i serdeczni, ciekawi, dużo mówią, nie ważne czy ich rozumiemy czy nie, lubią tańczyć i śpiewać (nawet jeśli nie umieją), jeść churrasco (czyli mięso z grilla) i pić lodowate piwo. Mają wiele słów na wyrażenie zadowolenia (beleza, valeo, legal, show de bola, fala serio, todo bem…).
Od strony natury, Brazylia jest bardzo zielona, pagórkowata, posiada dużo wody, jest wiele wodospadów, wybrzeże Atlantyku jest przepiękne, zwłaszcza na północy kraju. Dość mocno zaludniona (im bardziej na południe tym gęściej), prawie wszystkie tereny są prywatne i ogrodzone, nawet plaże są często niedostępne dla zwykłego „przechodnia”.
Koszt życia jest tu najprawdopodobniej najwyższy w całej Ameryce Łacińskiej. Pod względem ekonomicznym kraj prężnie pnie się w gorę. Brazylijczycy lubią konsumować, nie mogą się powstrzymać od kupna chipsów lub jakiegoś napoju, kiedy tylko natkną się na otwarty kiosk.
Jeśli chodzi o portugalski – na początku było nam dość trudno, niewiele rozumieliśmy (zwłaszcza że dużo i szybko mówią!), jednak po ponad miesiącu spędzonym w kraju przyzwyczailiśmy się do nowego języka, dużo rozumiemy i mówimy (oczywiście z błędami, nigdy nie uczyliśmy się gramatyki, wszystko ze słuchu). Aż szkoda właśnie teraz wyjeżdżać…
Cool! félicitations pour la nouvelle voile 🙂 Vous passer quand par Santiago? Je serais la que jusque 7 janvier, et après le 28 janvier-6 février.
Super ces photos des chutes d’Iguazu, dommage que l’on ait pas le son. Ce doit être impressionnant.
Il fallait la trouver la fleur de sel de l’ile de Noirmoutiers. Bravo Achia !(je ne sais pas si ton nom s’écrit ainsi, excuse moi, si je me suis trompée).
Alors adios le brésil et vive …
Bisous à tous deux
Blandine
Quels souvenirs cela réveille en moi qui n’ai eu que 15 jours de Brésil!
je t’envie beaucoup… Ce n’est que partie remise…. un exemple à suivre.
Merci encore de ces rêves que vous nous suscitez…
Ici on entame les bons gâteaux de noêl, spritz, sablés, anis, pains d’épices, et on rallume les bougies de noêl sur les stollen… pour ne pas pleurer…!
bises
erny
Fantastyczne widoki, zrobili?cie cudowne zdj?cia. Troch? Wam zazdroszcz? tych niesamowitych, emocjonuj?cych wra?e?.;)Pozdrawiam i ?ycz? dalszych niezapomnianych prze?y?.
quelle sont super vos photo surtout les chutes iguazu
hahaha ! Je connaissais le préjugé sur les français qui ne se lavent pas, mais je n’avais jamais réalisé que certains y croyaient au point d’essayer de trouver des explications rationnelles.